Gdyby spojrzeć na mapę północnych Włoch, można zauważyć, że jedna dolina alpejska jest dosłownie wciśnięta w Austrię. Ahrntal- po włosku – Valle Aurina. W 2020 roku był w planach trzytysięczny szczyt w Alpach Zillertalskich – Rauchkofel. Rok później próbuję nadrobić zaległości.
Rzut oka na prognozę, poprawa, w stosunku do dnia poprzedniego, do 14.00 ma nie lać, na 15.00 70% szans na burzę.
Przejazd około 40 km tym razem przebiega bez komplikacji – nie licząc rozproszenia u kierowcy, jakie powodowały genialne widoki. Co kawałek inne szczyty, to lodowiec, to wodospad. Jedna z ładniejszych dolina alpejskich, w jakich byłem.
Samochód zostawiamy na dużym parkingu w Kassern. Płatny – jak to zauważyłem, w coraz częstszych we Włoszech automatach. Po porannym zachmurzeniu, zaczyna się przejaśniać – zgodnie z zapowiedziami. Teraz smartfon – apka – i szlak, przechodzimy przez łączkę i są już oznaczenia.
Początkowo strome podejście przez las, zakosami, między gałęziami widoki na wodospady, doliny i gwiazdę dzisiejszego dnia – szczyt Dreiherrnspitze – po włosku: Pizzo dei Tre Signiori – czyli chyba góra trzech facetów.
Jedyny minus – prosto pod ostre słońce, ciężko zrobić fotę.
Tak w ogóle to na razie idziemy na szczyt Archbichl – wcześniejsze plany, w razie dobrej pogody to był – Rauchkofel – ale to całodniowa wydymka, a pogody ma nie być tyle, ale się zobaczy. I jeszcze jedna informacja topograficzna, jesteśmy w Alpach Zillertalskich, ale widoki głównie na Wysokie Taury, znajdujące się po drugiej stronie doliny.
Po przekroczeniu granicy lasu mamy to, co ma być w Alpach, i po co jeżdżę ponad 1000 km, jak tylko mam możliwość:
- Widoki, które urywają du..ę
- Minimalna ilość ludzi na szlaku – w sumie w ciągu całego dnia około 10.
- W Alpach muszą być:
- widoki na lodowce – są
- krowy? – są
- rododendrony (najlepiej, żeby zdążyć być przed sierpniem)
- świstaki
- jeziorka – żeby zrobić fotę typu lustrzane odbicie
Wyżej wkraczamy na rozległe alpejskie hale – Kaseralm, z małymi jeziorkami, na na niej niesamowicie wijący się strumień – pierwszy raz widzę aż takie meandry.
Dalej nuda – wejście na wierzchołek Archbichl i gapienie się, jedzonko, nawet dłuższa drzemka na szczycie. Chmur przybywa, jakby prognoza miała się sprawdzić. Niestety – zasięgu brak – więc nie ma jak jej sprawdzić – tego nie przewidziałem. Nie chcemy ryzykować – więc decydujemy się na zejście.
Po blisko dwugodzinnym szczytowaniu schodzimy. Widoki robią się coraz lepsze. Gdy zeszliśmy do Kasern – gdzie złapaliśmy zasięg, okazało się, że burze przesunęli na 19.00. Więc byłby czas na Rauchkofela. Trudno – tak mi się tu spodobało, że chętnie tu wrócę, w wyjdę na niego może innym szlakiem z Prettau.
Jeszcze jedna niewidoma – ile zapłacimy za parking? – wyszło 7 Euro – nie tak mało. Co ciekawe- cały zawalony autami, chociaż nie wiadomo gdzie Ci ludzie się rozpierzchli – ale jest stąd mnóstwo szlaków.
Godzina jeszcze młoda, mamy 16.00, więc zamiast siedzieć na kempingu, jedziemy samochodem w Dolomity – chciałem zrobić fotkę masywu le Olde z St. Magdalena – bardzo częstego motywu fotograficznego na puzzlach.
Droga widzie przez Przełęcz Wurzjoch – z widokiem na Sas Putia. Bardzo wąska, nawierzchnia słaba, około 40 km w ciągłym skupieniu, czy zza zakrętu coś nie wyskoczy, cofanie na mijanki, nawet z autobusem. Albo dwóch „włoskich Januszów” jadących traktorem, ani nie myślących zjechać na bok – tak kilka km za nimi. Na koniec jest St Magdalena i widok na chmury. Trudno, wracamy szybszą i wygodniejszą opcją, częściowo autostradą brennerska, tym razem bez korka.
Dodaj komentarz