); ga('send', 'pageview');

Wędrówki po górach Europy, Alpy, Apeniny, Tatry, Pireneje, Góry Dynarskie

Corvatsch – 3310 m

Pierwszy dzień pobytu w Alpach AD 2019 to Szwajcaria i plan – Piz Surlej. Nie będę się rozpisywał się o tej górze, po w trakcie przechadzki plany się zmieniły. Nie nocowałem w Szwajcarii, tylko na kempingu w Pfunds – w Austrii, ale tuż przy granicy. Główny powód to dostęp do internetu – przez który w Szwajcarii można stracić fortunę. Ruszamy rano około 100 km przez piękny kanton Górną Engandynę.

Za Sankt Morritz omijamy tamtejsze jeziora i docieramy do punktu wyjścia – miejscowości Surlej. Co dziwne, dalszy parking płatny, a ten bliżej szlaku, darmowy. Zresztą i tak większość ludzi wyjeżdża kolejką – przynajmniej na stację Murtel, a my, na nóżkach. Początkowo nie możemy znaleźć wejścia na ścieżkę, a raczej na bitą drogę. Ale mijając kolejkę, odnajdujemy ją. Teraz czeka nas podejście, nawet niezbyt strome, najpierw przez lasek, a potem alpejskie łąki, obecnie zaanektowane przez rododendrony.

Ruch nikły, jedynie wyprzedzają nas rowerzyści górscy, którzy i tak później „puchną” i ich omijamy. Na razie mamy widoki na Alpy Albula – Platta Gruppe. Rozpoznaję zdobyty rok wcześniej Piz Cam. Pod stacją kolejki ruch już większy, większość – tak jak my kieruje się na Fuorcla Surlej z małym jeziorkiem i pięknym widokiem na grupę Bernina.

Podejście zajęło nam tuż poniżej 3 godzin. Teraz zastanawiamy się czy idziemy na Piz Surlej – nie wygląda zachęcająco – bo trzeba trawersować ładne parę km i jeszcze stracić kilkaset metrów wysokości, żeby znów się wspinać. A po prawej zachęcająco wygląda zaśnieżony pik. Idziemy więc na niego, na dziko. Pokonujemy głazy skalne, a potem wspinamy się grzbietem. Pod nami zaśnieżony lodowiec, wykorzystywany zimną do zjazdów. W sumie sensowniej byłoby iść nim, brak szczelin – więc w miarę bezpiecznie. Przeszkadzają mi kijki, więc je zostawiam niżej i wspinam się jak najwyżej. Zauważyliśmy, że dotarliśmy praktycznie do górnej stacji kolejki na wysokość 3310 m.

Pozostaję około 10 metrów niżej, pozdziwiając już szerszą panoramę, na południu zmyka ją Masyw Ortlera, na wschód Piz Languard na którym byłem 20 lat temu. A Masyw bernina wygląda jeszcze lepiej niż z Fuorcli. Najbardziej malownicze są szczyty Roseg – jak małe K2 i Sella pokryta ogromnym polem lodowym. Ale czas na zejście. Kijków już nie odnalazłem, gdzieś znikły w labiryncie skał. Schodzę na lodowiec, dużo łagodniej dla kolan. Teraz już tylko człapanie 1600 metrów w dół. Wreszcie udało mi się zobaczyć chyba najładniejszą, północną stronę Berniny. Przymierzałem się do niej wcześniej dwa razy, ale zawsze pogoda nie pozwoliła. Dziś – 100% przejrzystości i cieplutko. Po prostu wycieczka na szóstkę z plusem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

+ 60 = 62