); ga('send', 'pageview');

Wędrówki po górach Europy, Alpy, Apeniny, Tatry, Pireneje, Góry Dynarskie

Jeziora Bled i Bohinj

Nieudanego wyjazdu do Słowenii ciąg dalszy. Poranek w Gozd Martuljek przywitał nas pięknym alpejskim lśnieniem w grupie szczytów z wierzchołkiem Špik w roli głównej. Rzut oka na aplikację pogodową – nie jest wesoło. Przewidywane wczoraj przejaśnienie przyspieszyło, praktycznie jesteśmy świadkami jego końca.

Łudzimy się, że może jeszcze coś się zmieni, więc wybieramy chyba najkrótszą możliwą opcję szlakową – wyjazd na przełęcz Vrsić i Małą Mojstrovkę. Przypomina mi się droga z 2009 roku, tyle, że w przeciwną stronę. Nie pamiętałem, że każda serpentyna to kocie łby, niezbyt przyjemna jazda.

Pogoda im wyżej, tym gorzej. Docieramy na przełęcz, nawet szykujemy się do wyjścia, ale jesteśmy w totalnym mleku, na domiar złego zaczyna zacinać lodowaty deszcz. Nie ma sensu – pojedziemy w dół, może po południowej stronie będzie lepiej. Zatrzymujemy się w dwóch malowniczych kanionach rzeki Soca – Velikie Korita.

Bez Słońca nie robi takiego wrażenia, jak w czasie pogodnej wycieczki w 2009 roku. Kolor niby szmaragdowy, ale nie to samo. W rejonie Bovca oczywiście aura nie lepsza, Postanawiam więc zrobić samochodowe kółeczko – na razie nad Jezioro Predil. Zmiany – parkingi wszędzie płatne, gdzie rusz, to automaty płatnicze. Czysta komercja. Wracamy prze Włochy znów do Słowenia, rezygnujemy z kolejnego jeziora – Fusine, znów wjazd płatny, a widoki zerowe.

Jeszcze jeden powrót do przeszłości – słynna Planica- kompleks skoczni. Ale w porównaniu z poprzednią wizytą, wrażenie robi rozbudowa i ilość. Od malutkich skoczni do Velikanki. Na większości z nich trwają treningi młodzieży. Postanawiamy podejść na mamuta. Trzeba przyznać że ilość schodów mocno nadwyręża nogi, jest dużo bardziej stromo, niż mogłoby się wydawać. Na szczycie jest możliwość zjazdu tyrolką na sam dół. Kilka osób to czyni. My schodzimy tuż przed ulewą. Z 10 minut później i zmoklibyśmy jak kury.

Wracamy na kemping i czekamy na przerwę w ulewie. Planujemy odwiedzić ikoniczne jezioro Bled oraz niewiele mniej znane Bohinj. Jak zwykle, przejaśnienia są przesuwane na później. W końcu ruszamy – można powiedzieć że obydwa te miejsca odhaczamy najszybciej, jak tylko można. W Bled wszędzie niemiłosierny tłok, ciężko gdzie znaleźć wolne miejsce parkingowe, nie mówiąc o postoju za darmo. Podobnie jest w Bohinj. Gdyby było ładnie, pokusiłbym się na wyjazd kolejką Vogel. Ale nie dziś.

Bled może i ładne, ale tyłka nie urywa. A Bohinj, przeciętne austriackie jezioro jest takie samo, albo i ładniejsze. No, ale dla Słoweńców to ich największe naturalne jezioro. Bled – to oczywiście kościółek na wyspie i zamek, w tle powinny być Karawanki, ale dziś mamy chmurowe mleko. Typowa alpejska masówka. Gdyby udało się tu być poza sezonem, bez niemiłosiernych tłumów, może rażenia byłyby lepsze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

9 + 1 =