); ga('send', 'pageview');

Wędrówki po górach Europy, Alpy, Apeniny, Tatry, Pireneje, Góry Dynarskie

Mühldorfer See 2320 m

Gross i Klein Leier ze stacji górnej Reisseck

Gross i Klein Leier ze stacji górnej Reisseck


Od początku była to mało udana wycieczka, począwszy od pomylenia zjazdu na autostradzie. Potem w Kolbnitz okazuje się, że to straszna masówka, chyba z 20 minut zajmuje mi znalezienie wolnego miejsca na parkingu, parkowanie na odległość żyletki. Teraz do kasy – znów kolejka. Wagoniki odchodzą co 20 minut, tak że przepustowość jest słaba. A tłum różnej maści, psy itp. Udaje się nam zabrać w czwartym wagonie, czyli ponad godzinę oczekiwania. W do dodatku bilet powrotny mamy dopiero na godzinę 17.20 – przedostatni pociąg.

  W wagonikach ciasno, duszno, razem z psami. Masakra. Na dodatek pogoda zaczyna się psuć. Jeszcze po drodze jako takie widoki na znajdujący się po przeciwnej stronie doliny Salzkofel w grupie Kreuzeck oraz szczyty grupy Reisseck. W pewnych momentach nachylenie torów kolejki przekracza 80% – jak piszą w folderach – największe na świecie. Po drodze dwa razy się przesiadamy do innych wagoników – raz żółtych, raz czerwonych. Trzecim wjeżdżamy w chmurę, przenikliwie zimno. Teraz wsiadamy do czegoś w rodzaju pociągo-tramwaju na wysokości około 2200 m. Większość czasu jedzie tunelem. Wreszcie koniec trasy – zajęła nam ona ponad 40 minut. Na szczęście nie płaciliśmy za bilety – była ona w ramach Karnten Card. Nie warta by była wydanych pieniędzy.

  Początkowo planowałem wyjść stąd na Hohe Leier, można nawet na Reisseck. Póki co, idę z żoną i dziećmi na tamy jezior Muhldorfer. Ponieważ pogoda się psuje i Hohe Leier jest już w chmurze, zmieniam plan na niższy szczyt – Hochkedl. Jak zwykle żona ma obiekcje, ale jej nie słucham, tylko idę szybko w górę, przecież i tak muszą czekać do 17.20, a obok górnej stacji kolejki jest fajny plac zabaw. Ale wkrótce wszystko bierze w łeb, bo najpierw zaczyna ostro padać deszcz, który zmienił się w grad. Bez widoku na poprawę pogody, też wracam do stacji kolejki, żeby się schronić przed opadami.

  Szczęście w nieszczęściu – restauracja i sklepy w stacji są ogrzewane, tak, że dzieci nie zmarzły. Jedynie nudziły się, czekając 2 godziny na pociąg. Deszcz na przemian z gradem padał bez przerwy, więc nie zostało nic innego do roboty jak czekać. Moją dezaprobatę wzbudził widok młodej – grubszej matki w samym podkoszulku, mającej na rękach pewnie półroczne dziecko, która w ten deszcz wybrała się na spacer nad jeziora, wróciła cała przemoczona i zziębnięta, z dzieckiem w takim samym stanie. Oczywiście towarzyszył im pies.

  Czas oczekiwania spędzałem na oglądaniu eksponowanych tutaj okazów górskich kamieni, minerałów. Na zewnątrz trwały prace przy budowie drogi, fajnie, że mają do tego specjalistyczny sprzęt, specjalne ciężaróweczki i koparki. Pociąg 17.20 się spóźnił, tak, że zjechaliśmy w dół późno. Zjedliśmy i wypiliśmy praktycznie wszystko. Szczęśliwi, że udało się nam wydostać stąd wskakujemy na autostradę, ale to nie koniec pecha tego dnia. Nagle stop. Wszystkie samochody się zatrzymują. I tak stoimy 2 godziny. Był wypadek i tak długo zajęło austriackim służbom udrożnienie ruchu. Tak, wycieczka, która miała być jedną z ciekawszych w czasie całego wyjazdu do Karyntii, okazał się być całkowitym niewypałem.