); ga('send', 'pageview');

Wędrówki po górach Europy, Alpy, Apeniny, Tatry, Pireneje, Góry Dynarskie

Tara


Po dwóch latach odkładania planów wyjazdu do Czarnogóry, wreszcie się udało. Ekipa jak cztery lata temu – czyli ta trójka co w Szwajcarii, tym razem wiezie nas VW Passat.  Już na Słowacji opóźnia nas burz i leżące na drodze drzewa – to w okolicach Preszowa. Później już lepiej, nocny przejazd autostradą przez całe Węgry i już jesteśmy na granicy ze Serbią, której się trochę obawiałem. Z racji, że jesteśmy tu po północy, ruch niezbyt wielki i odprawa odbywa się bez przykrych niespodzianek. Po przekroczeniu granicy od razu czujemy różnicę w jakości dróg – na niekorzyść. Później, w okolicach Belgradu okazuje się, że w GPS nie ma map Serbii, kierujemy się na czuja, mając do dyspozycji jedynie mało dokładną mapkę w przewodniku. Serbowie dobudowali autostrady, tak, że nie wiemy dokąd jechać, znaki cały czas na Nisz, a to niebyt po drodze. Nie ma w ogóle oznaczeń na Czarnogórę, nie znaleźliśmy takowych w ogóle w całej Serbii. Jeszcze jedna rzecz – w tym kraju jest dziwny zwyczaj malowania po znakach, praktycznie nie ma znaku bez jakichś napisów sprayem. Dodatkowe utrudnienie – wiele znaków pisanych cyrylicą, na szczęście przydał się znienawidzony we wczesnych etapach edukacji język rosyjski. Ratunek – jest na znaku miejscowość Cecak, znajdująca się gdzieś w połowie Serbii, a to nam pod drodze. Zjeżdżając z autostrady, jazda jeszcze gorsza, porównywalna z zatłoczonymi polskimi krajówkami. Wiele samochodów to jeżdżące muzea, mnóstwo gruchotów – ciężarówek, wszystko wolno się toczy, do tego częste patrole policji. Nie nadśpieszy. Gdy zaczęło się przejaśniać wjeżdżaliśmy w pierwsze wzniesienia Gór Dynarskich – nowego dla mnie łańcucha górskiego. Widać wiele wapiennych form – rzeźby krasowej. Drogi robią się bardziej kręte i strome, co nie ułatwia jazdy, ale za to krajobrazy całkiem ciekawe. Ciekawie położone jest miasto Użice, tak nagle, w środku gór, bloki jakby byle jak postawione na stokach, czuć ten bałkański bałagan. Bardzo malownicze jest sztuczne jezioro – Zlatarskie. Potem podążamy przez kompletne odludzie – Zlatibor – płaskowyż w serbskich Górach Dynarskich, niekończące się połoniny, wysokogórskie step z niewielkimi wzniesieniami, cały płaskowyż leży na wysokości około 1400m. Potem stromy zjazd do Priepolje i znajdujemy znaki na Pleviję – to już Czarnogóra. Kontrola graniczna – prowizoryczna buda, a w niej zaspanie pogranicznicy, zero problemów. Potem jedziemy parę km i nic. Wreszcie druga buda – czarnogórska. Pytam o opłatę ekologiczną, o której czytałem w necie, ale strażnik wystawił tylko zdziwione oczy, nie chcecie 10 Euro – to nie. Pierwsza wieś i od razu policja. Speak English – Yes- Spid limit pietdiesiat, oznajmił. Ale potrzymali nas z 20 minut i puścili. Wręczyli jakiś świstek z wydrukiem 71 km/h, ale czy to był nasz, co to w ogóle było? Nieważne, tylko policjanci wiedzą i pozostanie tajemnicą. Potem miasto Plevija – kopalnia węgla, elektrownia. Krajobraz się zmienił, las i serpentyny. Zatrzymujemy się – ładny widok, w dole szwagier zauważa monumentalny most – na Tarze. Zjeżdżamy w dół i zatrzymujemy się przy moście. Można sobie zakupić rafting, bungee. My jedynie spacerujemy, bo bardziej ciągnie nas w góry. Później poczytałem sobie o tym moście – był jednym z bohaterów filmu – „Komandosi z Navarony”. Most w czasie, gdy został zbudowany, był największym tego typu  na świecie, w czasie wojny jeden z budowniczych – będący jednocześnie partyzantem wysadził jedno z przęseł. Został później pojmany przez Włochów i rozstrzelany na nim. Tak, więc most ten jest świadkiem wielu historycznych wydarzeń.