); ga('send', 'pageview');

Wędrówki po górach Europy, Alpy, Apeniny, Tatry, Pireneje, Góry Dynarskie

Welebit – Mali Alan 1045 m


Mali Alan to przełęcz w górach Welebit leżąca na wysokości 1045 m n p m. Jadący autostradą przed tunelem Sveti Rok mogą przed sobą oglądać liczne wapienne turnie, wśród których wyróżniającą się jest góra Tulove Grede o wysokości 1120. Może nie są to imponujące wysokości, porównywalne z naszymi Beskidami, ale trzeba zaznaczyć, że jesteśmy blisko poziomu morza, dodatkowo teren jest prawie bezleśny i z ograniczoną roślinnością, miejscami wręcz półpustynny, co powoduje bardziej wysokogórskie wrażenia niż w większości naszych gór. O ile większość chorwackich atrakcji turystycznych jest płatna, i to niemało, to wyżej wymieniona przełęcz dostępna jest bez żadnych opłat. Może to dziwić, ale kiedyś była główna arteria łącząca część kontynentalną za Welebitem z wybrzeżem Adriatyku, trasa miała status krajowej. Najbliższy objazd był przez przełęcz Prezid leżącą ponad 20 km na wschód. Dopiero przebicie tunelu Sveti Rok odciążył tutaj ruch. W tym momencie to właśnie bardziej trasa turystyczna niż droga używana do podróży. Trochę się bałem dwóch rzeczy przed planowanym przejazdem – po pierwsze tego, że będzie bardzo wąska i może być problem przy mijankach, po drugie – powyżej tunelu nawierzchnia asfaltowa się kończy i zaczyna się szutrowa. Nie miałem pojęcia w jakim jest ona stanie, czy nie uszkodzę zawieszenia, podwozia, bądź złapię gumę na ostrych kamieniach. Opuszczam miejsce noclegu czyli Maslenicę. Na razie moją ulubioną trasą w stronę Obrovaca. Zawsze mam tutaj skojarzenia z Dzikim Zachodem. Długa, prosta droga o bardzo dobrej nawierzchni. Uwielbiam tędy jeździć. Potem jest znak na północ – w stronę wsi Sveti Rok. Na razie bardzo fajna jezdnia, zakręty, ale wcale nie wąsko. Obok kamieniołomy, dalej już pustkowie, przy drodze tabliczki ostrzegające przed możliwością występowania min z czasów wojny z Serbią w latach 90 – tych. Wiele terenów już rozminowano, ale te bardziej niedostępne nie. Zresztą po co ktoś by tam chodził. To same kłujące krzaczory i ostrokrawędziste skały. Domów jak na lekarstwo, do samej przełęczy – kilka. Im wyżej tym ciekawszy widok na wybrzeże i zalewowe części Adriatyku: Karinsko More i Novigradsko More. Gdzieniegdzie są prowadzone prace drogowe. Mijamy duży parking przy autostradzie i teraz nad wylotem tunelu. Kończy się asfalt i zaczyna się szuter. Nie jest źle, w miarę gładko, nie ma większych dziur czy wyrw. Zaczynają się fajne serpentyny. Na szczęście jest jeszcze dość wcześnie i mijamy się póki co tylko z jednym autem. Wyżej jest już mniejsza ekspozycja i więcej miejsc  na mijanki. Pod turnią Tulove Grede wybudowano mauzoleum ku pamięci chorwackich żołnierzy poległych w czasie tutejszych walk. A obszar ten był świadkiem ciężkich potyczek z Serbami.  Przebiegała tędy linia frontu. Obok mauzoleum są ruiny klasztoru św. Franciszka. Powyżej mamy najwęższe serpentyny, malutką kapliczkę, przy której można się zatrzymać. z całej wycieczki widok stąd chyba najładniejszy, oprócz dalmatyńskiego wybrzeża, inny profil Tuleve Grede, w oddali kanion Zrmanji i mniejsze wzniesienia Welebitu. Klasyczny krasowy krajobraz. Na przełęczy widoczne są znaki ścieżki na nasz charakterystyczny szczyt. chciałoby się tam wejść, co pewnie nie zajęłoby więcej niż godzinę, ale mając ze sobą żonę i dzieci, oraz zważywszy na rosnący upał, nie ma szans. Może kiedyś – ale samemu. Jadę dalej, ciekawy, co zobaczymy. W sumie, co najciekawsze, to już było. teraz już nie zdobywamy wysokości, ale podróżujemy przez krasowo – śródziemnomorski płaskowyż. Podobnie jak nad Zrmanją i w Paklenicy, kręcono tutaj Winnetou. Obok znów tablice z nazwiskami poległych. Teren do walki – masakryczny. Docieramy na skraj płaskowyżu, skąd rozpościera się widok na północną stronę, ewidentnie jest to granica klimatyczna i roślinna.  W sródgórskim zagłębieniu nawet jest jeden dom, ktoś tu mieszka, chyba jakiś rolnik, trudniący się wypasem kóz i owiec oraz wyrobem miodu, bo widzę znaki zachęcające do kupna tego specjału. Po tej części gór Welebit las sięga prawie grzbietu. W oddali mało wybitne wzniesienia i duża, płaska kotlina. W sumie można by było kontynuować podróż do Sveti rok wrócić przez Prezid. Ale nie sądzę, że byłyby ciekawe widoki, więc po krótkim spacerze wracamy. Mimo, iż nie ma tutaj tabliczek ostrzegających przed minami, uważnie patrzę pod nogi. Kidyś był tu ponoć zniszczony serbski czołg, ale skoro go już nie ma, musiano go stąd uprzątnąć. Samochód po jeździe pokrył się warstwą białego pyłu, prawie, jak mąka. Teraz spotykamy rowerzystów, podziwiam ich – w takim upale, nam źle w klimatyzowanym środku auta, a ci musieli siła swoich mięśni się tu wspinać. Zawracamy i opuszczamy Mali Alan. Jeszcze w drodze powrotnej zahaczamy po raz drugi w życiu przełom Zrmanji, w punkcie widokowym zwanym Parizavecka Glavica. Temperatury sięgają 40 stopni, więc po kilku fotkach szybko zwijamy się do samochodu, żeby udać się nad morze, jedyną opcje schłodzenia się. Przynajmniej nie spędziłem całego dnia mocząc się i leżąc na plaży. Pozostało mi jeszcze kiedyś wrócić na Mali Alan w celu wejścia na Tulove Grede.