Względy zdrowotne spowodowały, że zrezygnowałem z tegorocznego wyjazdu w Alpy. W zamian, postanowiłem zrealizować kilka celów, zawsze odkładanych na kiedyś. A to głównie ze względu na dużą odległość od domu. Miałem jeszcze aktywną winietę na autostradę, więc wybór padł na Dziumbier.
Można spotkać wiele sposobów zapisu nazwy najwyższego szczytu Tatr Niżnych – od Dumbier po słowacku (Anglicy pewnie pomyślą że to oznacza „głupszy”) po Dżumbier.
Odległość od mojego domu to coś ponad 170 km. Pobudka o 4.30. Zbieram dziatwę, czyli syna i córkę i ruszamy. Wyjazd tuż po 5 rano, trasa mija OK, więc przed 8.00 jesteśmy na miejscu. Teraz tylko znaleźć parking, jest duży postój pod hotelem w Lucky, darmowy. Po raz pierwszy korzystam z aplikacji Bergfex. Jest OK.
Wejście na szlak dobrze widoczne od strony asfaltowej drogi w Dolinie Demianowskiej, ale niepotrzebnie tam schodzimy, bo równie dobrze można było iść w górę, szutrową drogą koło hotelów. Ale to niewiele na dokładkę. Teraz zagłębiamy się w dolinę z potokiem Demianovka. Całkiem zaskakuje mnie bardzo ładny widok na górski mur zamykający horyzont. Wg mapy miało być w lesie. Jednak okoliczne stoki są ogołocone, widać, że po jakiejś kalamicie – wiele wiatrołomów. Pogoda – super.
Idziemy cały czas sami, Coś ze mną jest nie tak, bo bardzo spadła moja wydolność. Ale spokojnym tempem dreptam, czasem coś pobolewa w klatce piersiowej. W sumie widać cały czas dokąd zmierzamy, i widać, że to dość daleko. Po około godzinie zagłębiamy się w las, ale niezbyt długo, po potem już pojawia się kosówka i bardzo malownicza hala górska, a raczej pole borówek.
Szlak przekracza strumień i widać już zakosy, prowadzące na Krupową holę. Powolutku zdobywamy wysokość, ja ostatni. Widzimy pierwszych dwóch turystów – którzy mnie doganiają tuż pod szczytem. Podejście na Krupową holę zajęło 2,5 godziny. Teraz dopiero pokazał się Dziumbier, z jego najciekawsza strony – 500 m ściany.
Byłem tu już kiedyś, z celem zdobycia Dziumbiera, od południowej strony, ale zgubiłem wtedy szlak, przedzierałem się przez kosodrzewinę, gdzie zgubiłem bluzę, i wiejący halny odebrał mi chęć wejścia, doterłem wtedy do Chopoka.
Tuż pod szczytem jest już ceprostrada z kolejki na Chopok. Ruch spory, ale powiedzmy – takie 30% naszego tatrzańskiego. Teraz około pół godziny na szczyt. Tutaj też tłocznawo. Przechodzę w stronę Stiavnicy, mimo barierek z zakazem, ale nikt sobie nic z niego nie robi. Teraz można w lekkim oddaleniu pocieszyć się widokami. Widoczność słaba, tak, że Tatry i inne grzbiety słabo widoczne, jedynie w miarę – grań Tatr Niskich.
Nie zabawiamy tu zbyt długo, bo robi się coraz ciaśniej. Lepiej wrócić na Krupową holę i tam poleżakować w ciepłym słoneczku, a ludzi dużo mniej.
Teraz 2 godzinki zejścia i w sumie to tyle. Trochę zastanawiały mnie panie, które sprowadzały jesz bardzo wiekową staruszkę, po dość niewygodnym szlaku. Widać, że kobieta miała problemy z utrzymaniem równowagi, nie wiem, jak przebyły cała trasę w dół. Idąc w dół spotkaliśmy może 20 turystów.
-
Derese
-
Chopok i Derese z Lucky
-
Wyciąg na Chopoka
-
Dwuwierzchołkowe Konske
-
Idylliczna dolina potopu Demanovka
-
Koniec lasu
-
Dzwonki i Konskie
-
W krzakach borówczyny
-
niżnotatrzańskie hale
-
Szczyt Konske
-
Słabo widoczne Zachodnie Tatry z Barańcem na pierwszym planie
-
Grzbiet Niżnych Tatr z Chopokiem i Skalkom
-
Dumbier z Stiavnicą
-
500 metrowa ściana Dżumbira
-
Velky Gapel z podejścia na Dziumbier
-
Zoom na Tatry Orawskie
-
Chopok i pod nim infrastruktura
-
Skaliste Derese
-
Ohniste i Tatry Wysokie
-
Stiavnica – jeden z czterech dwutysięczników Tatr Niskich
-
Widok w stronę Chopoka z Dżumbira
-
Szczyt Stiavnica i na horyzoncie Kralova Hola
-
Widok na Niskie Tatry i grzbiet idący na wschód
-
Widok na Dolinę Demianowską i Tatry Zachodnie, po lewej Krakova hola
-
Pomnik Jana Svermu
-
Żleb schodzący z Dżumbira
-
Panoramka z doku Dżumbira
Dodaj komentarz