); ga('send', 'pageview');

Wędrówki po górach Europy, Alpy, Apeniny, Tatry, Pireneje, Góry Dynarskie

Ukraina – Lwów

DSCI0583.JPG


Wycieczka do Lwowa to jedna z najbardziej spontanicznych wyjazdowych rzeczy w życiu, siostra zadzwoniła późnym popołudniem, czy nie chcę jechać na wycieczkę na Ukrainę. Kiedy – wyjazd dziś w nocy. Telefon do żony w pracy – decyzja – jedziemy. W nocy autobus się nie zatrzymał, przejechał dalej, dogoniliśmy go, w autobusie dopisaliśmy się na listę i zapłaciliśmy za wycieczkę. Trasa do Przemyśla bez zakłóceń – granica -„tylko” 2 godziny postoju. Ciekawił mnie typowy krajobraz Ukrainy. Tak jak się spodziewałem – ciemny kolor ziemi, pewnie czarnoziemy. Ale uprawa pól – chyba trójpolówka, czyli sposób sprzed wojny. Ponadto masa śmieci na poboczach – w porównaniu z tym Polska jest klinicznie czysta. Domy małe, biedne, przy każdym dziwnie sterczą rurki z gazem. Praktycznie brak podwórek, od razu za progiem pole uprawne. W miastach na każdym chodniku kwitnie handel – na ladach kurczaki, mięso – nikt tu się nie przejmuje Sanepidem. Docieramy do Lwowa. Pierwsze wrażenie – na ulicach wolnoamerykanka. Przejście na drugą stronę to walka o życie, nie istnieje chyba przepis, że pieszy na pasach ma pierwszeństwo, nawet, gdy ma zielone światło. Trzeba było szybko się do tego przyzwyczaić. Pierwszy zabytek to Sobór św. Jura. Barkowa świątynia, nie zrobiła na mnie jakiegoś specjalnego wrażenia, w przeciwieństwie do naszego długowłosego przewodnika autentycznie zafascynowanego Lwowem. Potem punkt obowiązkowy – czyli cmentarz Łyczakowski – ogromny, a tutaj czuć oddech historii – groby osób, o których uczy się w szkole – Maria Konopnicka, Artur Grottger – tylko dla przykładu. Trochę smuci widok żebrzących osób polskiego pochodzenia, tutejsze emerytury są głodowe, więc ważnym źródłem utrzymania są datki polskich turystów, bo Ci tutaj dominują, można postawić tezę, że Lwów utrzymują właśnie oni. Potem Cmentarz Orląt Lwowskich – ilość białych krzyży przemawia do wyobraźni, ile młodych osób tutaj zginęło, zaraz obok pomnik walczących z nimi Ukraińców. Historia jest różnie interpretowana, Ci którzy są dla nas bohaterami, dla nich są zabójcami i na odwrót. Po tej dawce śmierci kolejny cel to Kopiec Unii – stąd ładny widok na całe miasto, ciekawostką jest brak jakiejś większej rzeki, przeważnie duże miasto ma jakąś swoją rzekę – Paryż – Sekwanę, Londyn – Tamizę, Kraków – Wisłę a Lwów – nic. Później znów kolejne zwiedzanie – kolejne kościoły – których nazwy trudno spamiętać, jeden podobny do drugiego, pomnik Mickiewicza, gmach opery. Na koniec zostało troszkę wolnego czasu na zakupy. Ceny praktycznie takie jak u nas, jedynie alkohol tańszy. Potem chwila czasu na głównym deptaku – tzw. Prospekt. Można było poobserwować mieszkańców – bardzo dużo młodzieży, piękne dziewczyny, chociaż bardzo ostry makijaż i niesamowicie cienkie i wysokie szpilki oraz obowiązkowo krótkie spodenki. Taka ogólna moda. Normalką jest to, że piją na klombach piwo lub palą papierosy i wyrzucają resztki za siebie. Co do pobytu w Lwowie trzeba dodać, że normalną rzeczą są tutaj sprzedawcy różnych pamiątek, idących jak psy za wycieczką, jeden na przeciw drugiego zachęcają – kup Pan baciary. I tak przez cały dzień, nie odczepią się. Potem pozostała podróż z powrotem i granica. To osobny rozdział – bo do czekaliśmy tylko 2 godziny, za to na wyjazd – 8! A przed nami był tylko 1 autokar. I kto tak nas długo trzymał – polscy celnicy! Nie było chętnego zainteresować się odprawą. Pewnie zabrakło jaj przewodnikowi, aby złożyć się na łapówkę. Ale to nie zmienia faktu, że tak nie powinno być, gładko przechodzi mi porównanie ich do gestapowców czy strażników Obozów Koncentracyjnych. Zapewne dobrze znaleźliby się w takiej sytuacji, bo sposób, w jaki nas potraktowali o tym świadczy. Dziwi mnie, że nie ma kto się tymi praktykami zająć. Legalni bandyci utrzymywani przez państwo z naszych podatków.