Sławkowski Szczyt jest jednym z czterech gór o wysokości powyżej 2400 m, dostępnym szlakiem turystycznym. Południowy stok tej góry widziany ze Smokovców nie wygląda zbyt imponująco – pokryte rumowiskiem skalnym wielkie cielsko. Ładniej prezentuje się z Łomnicy. Wschodnie stoki są bardziej skaliste, podcięte przez lodowiec dawniej zalegający Velką Studeną Dolinę. Najładniejszy widok na ten szczyt jest z Tatrzańskiej Magistrali w okolicy Obowskiego Wodospadu. Za pierwszym razem wyruszyłem ze Starego Smokowca (szlak zielony), ale z kolegą doszliśmy tylko do przedwierzchołka o nazwie Królewski Nos. Początkowa część szlaku wiedzie wzdłuż stoku narciarskiego z Hrebienioka. Postanowiliśmy wracać ze względu na późną godzinę, chociaż po zejściu okazało się, że nie było tak późno i można było pokusić się na wejście szczytowe. Kalkulując czas zapomnieliśmy, że schodzi się przecież szybciej. Ale to był dopiero drugi mój rok chodzenia po górach, więc nie miałem zbyt dużego doświadczenia. Po drodze ciekawostka, na wysokości około 200 m, we wrześniu, o mało nie zdeptałem przemykającej po szlaku żmii. Nie wiedziałem że tak wysoko można ją spotkać. Drugim raz już był wejściem na szczyt. Wybrałem się ze szwagrem, dojazd ja zwykle przez Mnisek nad Popradem, Spiską Belę. Od mojej miejscowości do punktu wyjścia około 110 km. Tym razem punktem wyjściowym był parking pod pensjonatem w Tatranskiej Lesnej. Trasa stąd jest dłuższa, ale nie trzeba tutaj płacić za parking – w kieszeni zostaje 180 koron (w całych Tatrach Wysokich jest wszędzie taka sama cena). Żółty szlak wiedzie wzdłuż Potoku Zimnej Wody. Po ok. godzinie docieramy do wodospadów Zimnej Wody (Studenovodskich), które same w sobie mogą być celem krótkiej wycieczki. Dalej skręcamy na szlak zielony prowadzący obok Bilikowej Chaty do Hrebienioka. Znajduje się tutaj górna stacja kolejki zębatej, dzięki której można sobie skrócić podejście ze Smokowców oraz hotel górski. Można tutaj też dotrzeć rowerem górskim po dość wyczerpującej trasie. Roztacza się stąd ładny widok na Pośredni Grzbiet i Łomnicki Szczyt. Dalej przez moment maszerujemy odcinkiem Tatrzańskiej Magistrali, ale za chwilę odbijamy w prawo na szlak niebieski prowadzący na szczyt. Szlak zaczyna się piąć mocno w górę, po chwili kończy się las i zaczyna kosodrzewina. Docieramy do Sławkowskiej Vyhliadki – doskonałego punktu widokowego, przede wszystkim na zachodnią ścianę Łomnicy. Po opuszczeniu kosówki, idziemy coraz wyżej już w skalnym terenie, szczyt który wydaje się blisko, wcale tak blisko nie jest. Nie da się nic oszukać, przecież wychodzimy na ponad 2400 m i swoje trzeba przejść. Bliżej szczytu szlak widzie po gołoborzach czyli ogromnych głazach pozostałościach po wietrzeniu fizycznym w epoce zlodowaceń. Czasem trzeba skakać z jednego na drugi, co nie jest zbyt wygodne. Zaczyna mnie boleć kolano (to chyba efekt przemoczenia w czasie powodzi która miała w tym roku właśnie miejsce). Ale wreszcie docieramy do wierzchołka. Widoczność rewelacyjna, pogoda też. Jak na dłoni widać otoczenie Malej Studenej Doliny. Na wschód najbardziej charakterystyczne szczyty to Łomnica, za nią Kieżmarski, dalej w bok Baranie Rogi, przed nimi Pośredni Grzbiet. Patrząc na zachód widać m. in. Bradavicę (Staroleśną), Świstowy Szczyt, a bardziej na lewo Gerlach znajdujący się za granią z Wielicką Kopą i Granatową Wieżą. Ale po chwili jakby znikąd pojawia się z doliny mgła, najpierw zasłaniająca Gerlach, a potem okrywająca cały szczyt. W kompletnym mleku zaczynamy schodzić. Tutaj we znaki daje się kolano, dla którego schodki po gołoborzach stają się zabójcze. W ogromnym bólu schodzimy w dół tą samą trasą, z przystankiem w chatce w okolicach Hrebienioka na słowackie piwko. Szwagrowi z kolei „nawala” ścięgno. Tak dwóch kaleków zaciskając zęby z bólu domordowaliśmy niemiłosiernie dłużącą się drogą przez Dolinę Zimnej Wody do samochodu. Po powrocie do domu, na drugi dzień praktycznie nie mogłem chodzić, a ból całkowicie ustąpił dopiero po tygodniu. Najprawdopodobniej przyczyną tego było przesilenie kolana, w połączeniu z przeziębieniem (chłodny wiatr w górach) oraz zbyt szybkim schodzeniem. Lepiej racjonalniej szafować siłami. Reasumując szlak na Sławkowski Szczyt jest dość wyczerpujący, wymaga dobrej kondycji i pogody (nie ma możliwości zmiany trasy), chociaż nie jest trudny, nie ma niebezpiecznych, ubezpieczonych miejsc, czy też dużej ekspozycji (chyba że podejdziemy na skraj grzbietu)