); ga('send', 'pageview');

Wędrówki po górach Europy, Alpy, Apeniny, Tatry, Pireneje, Góry Dynarskie

Bielerspitze – 2546 m

Bielerspitze to szczyt, którego nazwa pochodzi od przełęczy Bielerhohe, leżącej na wysokogórskiej trasie Silvretta.

Trzeci dzień alpejskiego wyjazdu w 2019 roku postanowiłem trochę odpocząć, tym bardziej, że kolejnego dnia znów była planowana trasa z ponad tysiącmetrowym podejściem. Idealnym celem okazał się być szczyt Bielerspitze.

Wielokrotnie zastanawiałem się nad Silvretta Hochalpenstrasse. Kolejna z płatnych, widokowych dróg w Austrii. Kolega, który nią jechał, twierdził, że ładniejsza niż droga Grossglockner. Opuszczam kemping w Pfunds, za Landeck kawałek autostradą i w okolicach Pians zjazd na w.w. trasę. Jest on dość skomplikowany, na jednym z rond mylę zjazd, ale szybko się orientuję i zawracam. Teraz zagłębiam się w dolinę Paznanun.

Przejazd nie należy do wielkich przyjemności, częste remonty, jakieś ciężarówki z drzewem czy maszyny budowlane skutecznie spowalniają jazdę. Na razie widoki takie sobie. Dopiero Ischgl robi wrażenie swoimi nowoczesnymi rozwiązaniami transportowymi i infrastrukturą. To jeden z najważniejszych narciarskich resortów w Austrii. Krajobraz robi się ciekawszy, a już zachwyca Galtur.

To mała alpejska wioska położona w sercu gór, dookoła strzeliste szczyty. Niestety było to też przekleństwo tej miejscowości. w 1999 roku zeszła tu ogromna lawina, zabijając w swoich domach 31 osób. Teraz widać wzmocnione zabezpieczenia w postaci murów, w kształci klina. Wybudowano również alpinarium, łączące funkcję poznawczą z zapobieganiem skutkom lawin, jedna ściana ma takie właśnie przeznaczenie.

Za Galtur zaczyna się właściwa trasa Silvretta. Opłata 16,5 Euro i wkraczamy w krajobraz wysokogórski. Wokół jeziora – co ciekawe, a zarazem może smutne, wolno się koło nich zatrzymywać osobom, które wykupiły pozwolenia na łowienie tam ryb. Po jezdni spacerują krowy, a jadący przede mną Niemiec panikuje i stoi, a krowa ani myśli zejść. Na szczęście z góry jedzie ciężarówka, która skutecznie odgania zwierzę. Dość szybko osiągamy wysokość 2030 m, czyli poziom tafli zaporowego jeziora Silvrettasee.

Sama jazda nie budzi strasznych emocji, nie ma tu takich przepaści jak na Grossglockner Hochalpenstrasse. Może powiedzieć – ładna, warta swojej ceny, ale ładniejsza tamta (chociaż droższa). Pozostawiamy samochód na postoju, jeszcze niezbyt zatłoczonym. Mamy do wyboru – Hohes Rad nad jeziorem, albo Bielerspitze. Wybieramy to, co bardziej widokowe – czyli drugą opcję.

Przekraczamy asfalt, ale postanawiam wrócić do samochodu, buty uciskają mi bolesne ścięgno, więc zmieniam na płytkie – o wiele lepiej. Klasyczne podejście po alpejskich łąkach, szlak łatwy, tylko może lekko śliski z racji wilgotnych kamieni i lekko gliniastego charakteru. I wyżej, tym ładniej prezentuje się tafla turkusowych wód zaporowego zbiornika. Po niecałych 400 metrach podejścia jesteśmy pod krzyżem na miniwierzchołku Bielerkopf – 2389 m. Jest to najlepszy punkt widokowy na jeziorko, dalej już niknie za grzbietem. Jesteśmy tu sami, więc delektując się pejzażem, dokonujemy konsumpcji specyjałów z plecaka.

Idąc dalej za towarzyszy mamy liczne owce, wypasające się na halach. Słabo oznakowany szlak odbija najpierw w prawo, na grzbiet. Później jest odbicie w stronę szczytu Vallüla, ale tablice straszą, że tam wspinaczka i takie tam. Pewnie nic trudniejszego niż Orla Perć, ale nie mamy go w planach.

Po chwili wędrujemy grzbietem, otwiera się widok na drugą stronę, czyli grupę Verwall, Ratikon z górą Zimba i Rote Wand (myślałem że to Zugspitze). Trudno znaleźć najwyższy punkt, oznacza go kamienny kopczyk. Ulubiona część wycieczek czyli posiadówka na szczycie i kontemplowanie widoków. Jedynie zimny wiatr lekko psuje idyllę. I znów jesteśmy sami. Jedyne co można mieć do zastrzeżenia, to nie do końca widoczny najwyższy w okolicy Piz Buin (kulminacja kraju związkowego Vorarlberg). Ale poza tym OK, wzrok przykuwa jeden z ostatnich lodowców grupy – Silvretta Gletscher, jak wszystkie w Alpach, szybko znika.

Schodzimy lekko inną trasą, prowadzącą na zachód, ale ścieżka ginie, tak słabo uczęszczana, więc idę na przełaj w dół, wśród owiec do Bielekopf. Pokazuje się nawet cały Buin, więc dokładam kilka fotek z jego motywem. Niżej jest już większa grupa turystów. Mam to już przerobione, wychodząc w góry przed 8.00 mamy je praktycznie sami dla siebie, i to bez względu, czy to oblegany rejon, czy mało znany. Docieramy do auta, parking już zapełniony, dużo motocykli. Jeszcze podjeżdżamy, a raczej zjeżdżamy do drugie jeziora – Vermuntsee w dolinie Montafon – ale już nie robie szczególnego wrażenia, że nawet nie chce mi się wyciągać aparatu, więc wracamy na Bielerhohe i przejazd do Niemiec.

Jeżeli kogoś rajcują serpentyny – to znajdzie je właśnie w tej części trasy – podjazd od Montafon. Ale mnie nie uśmiecha się dokładanie ponad 100 km dla zaliczenia całej trasy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

− 3 = 2