); ga('send', 'pageview');

Wędrówki po górach Europy, Alpy, Apeniny, Tatry, Pireneje, Góry Dynarskie

Bielska Kopa – 1835 m

Spoglądając na mapę zielony szlak zaczynający się w Tatrzańskiej Kotlinie i prowadzący przez chatę Plesnivec aż do Doliny Białych Stawów nie wygląda na bardzo odległy. Jest to mylące, gdyż najpierw obchodzimy płd-wsch stoki Kobylego Wierchu, a dopiero później skręcamy na płn – zach. Zresztą punkt startowy leży na wysokości zaledwie 755 m. n. p. m. To chyba najniżej położony start na szlaki w Tatrach. Wychodząc na Bielską Kopę, nie sięgającą 2000 m, mamy przewyższenie ponad 1000 m.

Nie lubię podejścia na Morskie Oko, a to przecież o ponad 2 km mniej. No dobra, ale do konkretów. Melduję się na parkingu, troszkę schowanym, tuż za przystankiem SAD. Tutaj miła niespodzianka – nikt nie kasuje za postój. Rankiem pogoda świetna, słonecznie, rześko, ale nie za zimno. Idę ze swymi pociechami. Prognoza taka – na dwoje babka wróżyła – niby 50% słońca, ale zapowiadany pułap chmur gdzieś na 2000 m. Docieramy do miejsca, gdzie szlak skręca w prawo i łączy się z niebieskim. Zaczyna się bardziej strome podejście i zagłębiamy się w mroczny las. Ścieżka czasem śliska, mokre korzenie. Widoków – brak. Udaje mi się jedynie „cyknąć” fotką Kołowego Wierchu, między drzewami. W dole widać przebieg żółtego szlaku, którym zimą można iść do schroniska Plesnivec. Mam w głowie informację o zimowym wypadku, gdzie lawina zasypała ojca z dzieckiem gdzieś na tym szlaku.

Moje złe przeczucia zaczynają się spełniać, chmury schodzą w dół, śmieję się, że będę miał przynajmniej jedną fotkę, którą wykonałem przed mgławicą. Ruch na szlaku całkiem spory, jak na jeden ze słabiej uczęszczanych – w ostatnich latach i Tatry Słowackie zostały dotknięte inwazją turystów. Jedyna opcja to wychodzenie wcześnie rano. Po około 1,5 godziny docieramy do wcześniej wymienionej chaty – przerwa na posiłek i ruszamy dalej. Jeszcze bardziej stromo, ale przynajmniej są jakieś widoki – skałki stoków Faixovej Czuby, a w dole filetowo-różowe kwiecie wierzbówki – kiprzycy.

Mam nadzieję, że pułap chmur ustali się wyżej niż 2000 m. Ale nic z tego. Teraz wędrujemy już Doliną Kezmarskiej Bielej Vody, bo wcześniej była to Dolina Cierna Rakuska. Jesteśmy na granicy lasu i kosodrzewiny. Na Rakuskiej Polanie – zachwyt – nie spodziewałem się aż takiego dywanu wierzbówki – widziałem tę kwiatki wiele razy, ale nigdy w takiej ilości. Można to porównać do „powodzi” krokusów w kwietniu. Mimo, iż Tatry Wysokie są praktycznie niewidoczne, to roślinne pejzaże wynagradzają wysiłek.

Czasem z mgieł wyłaniają się na chwilę szczyty Tatr Bielskich: Jatki i Szalony Wierach, a przed sobą mamy kopułę Bielskiej Kopy. Na może pół minuty po stronie zachodniej pokazały się Kieżmarski Szczyt i Baranie Rogi. Robią wrażenie z tej perspektywy. Ale tyle było przewidziane na dziś. Do końca dnia już nie zobaczyłem ich w całości. Wędrujemy dalej, ostatnie podejście i jesteśmy w dolinie Bielych plies. Postanawiamy iść do przełęczy o nazwie Predne Kopske sedlo i zobaczymy co dalej. Tam otwiera się widok na Zadne Medodoly (Dolina Zadnich Koperszadów), ale Tatr Bielskie w chmurach, widoczny ledwie Murań. Miałem pomysł, żeby iść na Szalony Wierch, ale jest on zakryty, więc nie ma sensu. Żeby oglądać obłok od środka? Postanawiamy zatem podejść na górujący nad przełęczą na południe wierzchołek Bielskiej Kopy.

Idziemy po trawiastym, ale bardzo stromym stoku. Łapię zadyszkę, ale jakoś się wygramoliłem. Bardzo fajne miejsce na posiadówkę – tyle, że panorama mogłaby być łaskawsza i się odsłonić. W normalnych warunkach to świetny punkt widokowy – idealnie na granicy Tatr Bielskich i Wysokich. Zejście jest próba dla kolan i łydek. Wracając na szlak co kawałek musimy przepuszczać uczestników ultramaratonu. Szybko uciekamy na szlak odchodzący z Doliny Białych Stawów i zasiadamy na ławeczkach tuż poniżej niej.

Chwilami odsłaniają się Szalony Wierch i Jatki – czego nie zamierzam odpuścić i fotografuję je, oczywiście z towarzyszeniem pięknego kwiecia. Teraz pozostało jedynie długie, ponad 10 km dreptanie w dół do parkingu. Po drodze zauważyłem ciekawy patent jednej z turystyk, mającej u pasa dzwonek – zapewne w celu odstraszenia niedźwiedzi.

Całość przejścia spokojnym tempem zajęła około 9 godzin. Nie ma na nim żadnych trudności, ale trzeba mieć jako – taką kondycję, bo w sumie to około 25 km w nogach. Zaletą jest obcowanie z przyrodą, mały ruch, widoki. Minusy – to duże odległości, długie podejście w lesie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

24 + = 25