Po Dolomitach przejechaliśmy z Pawłem Tischnerem w Wysokie Taury. Wybraliśmy trasę odpoczynkową, czyli coś niewysokiego – poniżej 2500 metrów. Wybraliśmy Virgental – mniej wypasioną turystycznie Dolinę. Dotarliśmy do końca drogi, na parking Stroden – niestety płatny. Prowadzi stąd popularna ścieżka do wodospadów Umbfalle. Była niedziela, więc ruch dość spory. My wybraliśmy Dolinę Maurertal. Patrząc z parkingu wyglądała ona bardzo malowniczo – strumień górski w dolinie tworzy wodospad, a za nim na horyzoncie ośnieżone szczyty Maurer. Ruszyliśmy w głąb doliny, mijając po drodze schroniska z bawiącymi się ludźmi – piwko, jedzonko i tyrolska muzyka, w rytm której wszyscy klaskali. Gdy wyszliśmy powyżej granicy lasu nasze zaciekawienie wzbudziły alpejskie krowy, chodzące po bardzo stromych stokach, wielu ludzi bało by się tam wyjść. Krowy leżały bokiem na stromym zboczu i skubały trawę. W moim żołądku odezwało się mleko, które wypiłem rano, udałem się więc za potrzebą w bok szlaku. Przy okazji natrafiłem na piękny widok na grań Maurer i Simony. Mijamy kolejne schronisko – Essener – Rostocker Hutte. Stąd już niedaleko do jeziorka. Na miejscu nie ma nikogo. Jeziorko znajduje się pod małymi lodowczykami – Simonykees spływającymi ze szczytów Simony i Maurer. Na mapie czoło lodowca urywa się na jeziorze, teraz już jest nad jeziorem – wskutek ich zanikania. Od lodowców wieje zimny, orzeźwiający wiatr. Postanawiamy przejść się na jeden z lodowców. Z daleka białe, z bliska są szare, pokryte dużą ilością głazów. Wcale nie tak łatwo na nie wejść, są bardziej strome, niż wydają się z daleka. Obecnie czoło lodowca jest jeszcze dalej, więc trzeba iść jeszcze dalej, aby sobie na niego wejść. Kolega chce iść jeszcze na szczyt Rostocker Eck. Ja czując w nogach poprzednie dni rezygnuję i siedzę jeszcze dłuższą chwilę nad jeziorem. Potem zaczynam samotne zejście tym samym szlakiem. Po południu docieram do parkingu i czekam na kumpla. Za jakieś pół godziny dociera, mówi że nie bardzo opłaca się wyjść na ten szczyt, bo widoki z niego nie są wiele rozleglejsze niż z jeziorka. Jest on położony niecałe 400 metrów wyżej i dalej położone szczyty nie są z niego widoczne. Resztę dnia spędzamy na szukaniu noclegu – kampingu, w Virgen jest drogi i wybieramy Hinterbichl – leżący bezpośrednio nad górskim strumieniem. W nocy nie bardzo daje on zasnąć, w dodatku mimo wykupienia żetonu na ciepłą wodę, leci zimna. Na następny dzień wstajemy rano i wkurzeni opuszczamy to legowisko.