Rombon nosi inną nazwę: Veliki Vrh czyli oczywiście Wielki Wierch. Jego wysokość nie jest imponująca, ale podnóże na 400 m. n.p.m. powoduje, że wysokość względna to 1800 m, więc już znaczna. Dla porównania w Tatrach Gerlach czyli najwyższa góra nie ma więcej niż 1600 m, i to z dalszej doliny, a nie bezpośredniego podnóża. A Rombon właśnie wyrasta bezpośrednio z doliny. Najbardziej imponująco wygląda z okolicy Logu pod Mangartem, z Bovca nie widac jego wierzchołka, dopiero z dalszej wsi – Cezsoca, ale stąd nie jest ładną górą.
Na szczyt można oczywiście pójść wieloma trasami. Najmniejsze przewyższenia byłyby z kolejki Kanin, ale to też długa wędrówka wysokimi grzbietami tego masywu. Ciągło mnie na tą górę, gdyż była bezpośrednio na naszą kwaterą, nie trzeba było żadnego dojazdu, tylko wstać i iść w górę. Szacowany czas z Bovca na znaku to 5h 3o min.
Obiecałem żonie, że wrócę około 10.00, więc musiałem wyjść bardzo wcześnie rano. Niestety, nocna burza zmieniła plany, w dodatku późno się tutaj robi brzask. O 4.00 nic nie widać, dopiero po 5.00 coś majaczy, widać szczyt Prestreljenik, więc pułap chmur przynajmniej na 2500. Są szanse na widoki. Decyzja nie może być inna. W góry.
Z racji, że jeszcze ciemno zabieram z kuchni to co pod ręką, żeby nie budzić domowników – pół kartonu soku i konserwę, nawet bez chleba. Liczę, że wyjdę jedynie na Cuklję – 1700 m, ale i tak 1300 m podejścia, czyli jak na Świnicą z Zakopanego.
Szybko docieram do turystycznej osady Kaninska Vas, a tutaj pierwszy szlakowskaz – Rombon 5h. Jeszcze ciemnawo, zagłębiam się w las. Widać miejsca spływu wód po nocnej ulewie z gradobiciem. Na razie widoki na Svinjak i Maly Grintavec. Szlak wyżej biegnie między pastwiskami, trzeba pamiętać o zamykaniu furtek, potem przez podwórko prywatnego domu. Wyżej już zaczyna się mocniejsze podejście – ładny widok na kotlinę Bovca. Potem widoki kończą się, bo wkraczam w ciemny, gęsty las. Wszędzie mocno poorane skały wapienne przez procesy krasowe – żłobki krasowe. Krajobraz iście przypomina mroczny Mordor. W lesie trzeba dobrze szukać znaków, żeby nie zgubić trasy. Kondycja dopisuje, boje się tylko o zapasy picia. Korzystam z przepływających jeszcze wodnych ciurków.
Wreszcie docieram na Polanę Goricica – tutaj już ciekawsze widoki, przede wszystkim po drugiej stronie doliny Masyw Krn oraz pokazują się szczyty masywu Kanin: Velika Baba, Ćrnelska Śpica i Prestreljenik. Nawet czasem podświetlone słońcem. Na polanie mnóstwo gatunków kwiatów. Po prawej stronie mam wapienne warstwy stoku Cuklji, a w nich wykute umocnienia, jeszcze w czasach I Wojny Światowej. Tutaj przebiegał front – bitwy Włochów z Austrowęgrami. Pamiątki z tego okresu będą mi towarzyszyć aż na sam szczyt!
Na rozwidleniu szlaków idę w prawo – w lewo można na Crnelską Śpicę. W ogóle szlak taki, jak lubię – konkretne podejście bez niepotrzebnego zaliczania kilometrów doliną. Czas niezły, więc sądzę, że może się uda jednak zdobyć Rombon. Las się skończył, teraz krajobraz to krasowe wapienie i kwietne skalniaki. Gdy dotarłem pod Cuklję spotykam Słoweńców, którzy nocowali w sztolniach, tu musieli nieźle mieć stracha w czasie burzy. Widzę, tak mi się wydaje szlak na szczyt, już blisko. Postanawiam sobie go skrócić, w kierunku łagodnego grzbietu, jednak biegnie on inaczej i muszę skakać przez szczeliny skalne, aby do niego wrócić. Teraz jestem u podnóża stromej ściany skalnej, niewygodnym piargiem dochodzę do stromego podejścia, przydałyby się jakieś ubezpieczenia, ale ich nie ma. Jednak bez większych kłopotów, uważając wspiąłem się na przełęcz – równe 2000 m. Teraz już ok. 200 m, czyli 20 minut i wreszcie szczyt. Dopiero tutaj otworzyła się cała panorama, bo przez całe podejście widoczna była tylko wsch i pd strona.
Panorama rewelacyjna, chyba najpiękniejsze jaką tego roku widziałem w Słowenii. Numer 1 to Dolina Korytnicy otoczona Jalovcem i Mangartem. Oprócz tego Triglav, Bavski czy Skrlatica. A na pd. wioczny nawet Adriatyk – aż do Chorwacji. Czyli widzę 4 kraje: Austrię, Włochy, Słowenią i Chorwację.
Czas na zejście, teraz dopiero spotykam pierwszych turystów, idących w górą, w sumie cała drogę chyba ośmiu. Zejście bez większych problemów, jedynie zabrakło soku, który dopiłem na szczycie, ale pogoda była sprzyjająca, gdyż słońce było schowane za pułapem chmur, na szczęście wysokim, nie zasłaniały panoramy. Całość przejście zajęła mi 5h 30 minut, czyli tyle, ile liczono na samo wejście. Ale pomogła mi w tym kondycja, wyrobiona przez wejścia z poprzednich dni w połączeniu z odpoczynkiem nad morzem.
Jeszcze krótka notka historyczna z I Wojny Światowej – właśnie u podnóża Rombona przbiegał front. Praktycznie przez całą wojnę nie zmieniał się, była to wojna pozycyjna, stanowiska Austro-Węgierskie przebiegały z góro do twierdz Kluźe i Hermann u wylotu doliny Korytnicy. Z fortu Kluźe jest właśnie inny szlak na Rombon, łączący się z „moim” na przełęczy 2000 m. Po drodze można zwiedzić wykute w litej skale tunele i umocnienia.
Włoskie pozycje to reszta Masywu Kanin do góry Cuklja, która była odbita zimowym atakiem przez wojska austriackie.