Ile to już razy w życiu przejeżdżałem przez Przełęcz Vabec na Słowacji. To dyżurne miejsce z pierwszym widokiem na Tatry. Teraz na samej przełęczy to nie ma się nawet za bardzo jak zatrzymać, bo trwa tam jakaś budowa – pewnie restauracja. Ale tuż prze nią w prawo odchodzi szlak, który mnie bardzo frapował. Już kiedyś kolega na Face`ie opublikował fotki ze wspinaczki w tym miejscu, a nawet pięknego, dużego skamieniałego amonita. Wreszcie nadszedł czas, zabrałem swoją latorośl i na szlak. Gorące, parne majowe popołudnie. Straszą burzami – nawet polski turysta przy postoju korzystając z elektronicznych pomocników, twierdzi, że w okolicy krążą trzy „burki”. Nic to, idziemy, tylko chwileczkę lasem, potem na potężną łąkę. Szlak na razie dobrze oznakowany. Mniemałem, że łatwo odnajdę Certovą Skałę, skoro ma 20-30 metrów ściany skalnej, nie sposób jej nie zauważyć. Szlak skręca przed kolejnym laskiem w lewo – a my idziemy dalej prosto, bo nie prowadzi tam znakowana ścieżka. Idziemy i idziemy, a tu nic takiego nie widać, poza dwoma zalesionymi, mało wybitnymi wzniesieniami. Jedno z nich to musi być Certova. W końcu kieruję się na to bardziej po lewej. Idziemy za śladami jakiego pojazdu, który tam podjechał. Bacznie patrzę pod nogi, bo to idealny teren dla żmij. Wzgórze, jak większość wapiennych – porośnięte w dużej mierze jałowcami. Tak, to tak skała. Od tej strony niepozorna, ale urywa się nagle, jest całkiem powietrznie, tak, że obawiam się o moje dzieci, jeden nieopatrzny krok mógłby się zakończyć tragicznie. Cały czas ostrzegam, aby się nie zbliżały do krawędzi przepaści. Widok interesujący, głównie na Góry Lewockie i Magurę Spiską. W oddali Tatry – ale ledwie widoczne. Po krótkim pobycie wracamy, z myślą, że jeszcze może zejdziemy do Przełomu Jarabińskiego Potoku. Jednak robi się coraz bardziej parno i decyduję, żeby schodzić do samochodu. Teren ten jest niebezpieczny w czasie burzy, całkowicie otwarta przestrzeń, nie ma w pobliżu jakiś słupów czy drzew – więc pieszy jest najwyższym punktem. Szybko schodzimy do samochodu. Teraz już może lać. Jakiś czas później wybrałem się ze znajomymi właśnie tędy do Jarabińskiego Przełomu. Szlak beznadziejnie i zmyłkowo oznakowany. Niepotrzebnie skręcamy do drogi wiodącej w stronę Jarabiny. Błądzimy po chaszczach. Wracam do samochodu i na przełom podjeżdżamy do strony wsi, samochodem, prawie na miejsce. Okazuje się, że szlak prowadzi dalej, nie skręca się na drogę prowadzącą w dół, tylko mija się mały lasek i za nim dopiero schodzi w dół, ale ścieżka praktycznie nie istnieje, jedynie czasem są wydeptane w trawie ślady. Mimo to, była to całkiem fajna, lajtowa popołudniowa wycieczka.