W trakcie drugiej wizyty w Niemczech w ramach projektu Comenius gospodarze zabrali nas na wycieczkę – rejs po Renie. Pogoda angielska – czyli cały czas pada. Zbliżając się do Renu, na wzgórzach pojawiają się winnice – ten region znany jest z win reńskich, wpisano go na listę światowego dziedzictwa UNESCO pod nazwą Dolina Środkowego Renu. Dojeżdżamy do miasteczka Rudesheim. Stąd udajemy się kolejką kabinową na wzgórze, ładny widoczek na przełom. Potem wędrujemy do pomnika Niederwald – upamiętniającego zjednoczenie Niemiec. Potem spacer szerokimi alejkami przez las, cały czas pada. Po drodze jest jeden punkt widokowy. Reńskie Góry Łupkowe – bo tak geograficznie nazywa się ten region to niewysokie wzniesienia, wysokości to raczej nasze Pogórze, niż Beskidy. Potem dochodzimy do stacji drugiej kolejki, tym razem w dół do miejscowości Assmanhausen. Na Renie ruch statków, jak na autostradzie. Krótkie przejście przez miasteczko i szybko na przystań, żeby zdążyć na nasza „łajbę”. Okazuje się, że nie wszystko w Niemczech jest punktualne, czekamy długo, spóźnienie chyba ze 40 minut. Podziwiamy po drodze liczne zamki: Rheinstein, Reichenstein, Ehrfels i wiele wiele innych. Ciekawie prezentuje się wąska wieża, wybudowana na wyspie – Mause Turm czyli Mysia wieżyczka. Potem zadokowaliśmy w Rudesheim i dostaliśmy czas dla siebie. W uliczkach ogromny tłum turystów, oczywiście masy Japończyków. Ceny jedzenia z kosmosu, jak również niektórych pamiątek. Poszedłem więc pospacerować pomiędzy winnicami, właśnie dojrzewały owoce – przepyszne. Widoki ładne, ale nie oczekujmy górskich przeżyć, to raczej miejsce na romantyczny spacer, wycieczkę z małym dzieckiem lub łatwa trasa rowerowa. Niestety nie udało nam się zobaczyć słynnej skały Lorelei – była ona jeden zakręt Renu dalej.