Z czym kojarzyła mi się Portugalia? Zapewne z wakacjami na plażach Atlantyku, ciepłym klimatem, stolicą – Lizboną. Na pewno każdy słyszał o portugalskich piłkarzach – z Christiano Ronaldo w roli głównej. No może jeszcze z winem Porto i słynnymi odkrywcami nowych lądów. Dzięki wyjazdowi w ramach programu „Socrates Comenius” mogłem wyobrażenia skonfrontować z rzeczywistością
Na pierwszy rzut Lizbona
Po przylocie do Portugalii, wolny wieczór wykorzystałem na spacer po stolicy. Mimo, iż jest to miasto prawie dwa razy większe od Warszawy, nie czuć tutaj spalin, na ulicach nie ma tłoku (wspaniałe rozwiązania komunikacyjnie – większość to ulice po trzy pasy w jedną stronę), zamiast spalin czuć zapach właśnie kwitnących na fioletowo drzew – niestety nikt z opiekujących się nami Portugalczyków nie był w stanie odpowiedzieć, jaki to gatunek. Za atut Lizbony można uznać jej położenie, nad bardzo szerokim estuarium rzeki Tag. Wędrując ku centrum, postanowiliśmy podejść na zamek św. Jerzego. Okazało się, że aby gdziekolwiek dojść, trzeba się nachodzić, mimo iż zamek jest tuż za kamienicami, trzeba je obejść, gdyż nie ma żadnego pasażu, czy schodów między tymi domami. Gdy już dotarliśmy na zamek, okazało się, że za chwilę odbędzie się impreza w związku z jakimś świętem, jakich w Portugalii mnóstwo, i trzeba mieć zaproszenie. Na osłodę został widok na Lizbonę, szczególnie na kościół św. Wincentego da Fora.
Oprócz wielu zabytków i ładnych widoków, należy jednak być uważnym, gdyż na ulicach jest pełno podchmielonych lub pod wpływem innych środków czarnoskórych, o nie zawsze pokojowym nastawieniu. Szczególnie dużo ich na placu, gdzie na murze widnieje napis w wielu językach, między innymi i w polskim – „Lizbona – miasto tolerancji”.
Następnego dnia, już organizatorzy pokazali na inną cześć Lizbony: most wzorowany na Golden Gate, figurę Chrystusa – a la Rio de Janeiro, Mosteiro Dos Jeronimos – perełka architektury manuelińskiej, opodal pomnik odkryć geograficznych – upamiętniający słynnych żeglarzy i wieża obronna – Torre de Belem. Wszystkie te obiekty są na liście UNESCO.
Innym obliczem Lizbony jest nowoczesność – związana z inwestycjami przy okazji EXPO. Najbardziej charakterystycznymi budowlami są wieżowce – imitujące statki wypływające w morze i imponujący most Vasco da Gama – długość 17 km! W tej części jest też oceanarium. Dzięki wizycie w nim, można było poczuć się jak nurek, wspaniałe oceaniczne ryby, na wyciągnięcie dłoni. Rekiny, płaszczki i inne mniej znane, często o rozmiarach człowieka. Wspaniała rzecz, szczególnie dla dzieci, chociaż i dorośli nie kryją zachwytu. W różnych częściach ogromnego, kilkupiętrowego akwarium są ławeczki, gdzie można spokojnie przysiąść i długo wpatrywać się w swój kawałek oceanu.
Ale Portugalia to nie tylko Lizbona. Nasza baza noclegowa to Leiria, oddalona o około 150 km. W drodze do tego miasta, odwiedzamy Sintrę. Jest to duma Portugalczyków, chyba najważniejszy zabytek tego kraju, a raczej zespół zabytków, wpisany na listę UNESCO. Jest to wzgórze opodal Lizbony, gdzie bogaci kupcy, królowie i inni zasobni budowali wille, zamki, pałace oraz ogrody, czyli najprościej można to nazwać zespół architektoniczno-parkowy. Mieliśmy dwie godziny czasu dla siebie, aby zobaczyć, to co najokazalsze, trzeba było się nieźle sprężyć. Bardzo szybkie podejście, znów naokoło, wzdłuż serpentyn asfaltowej drogi. Po 45 minutach osiągamy szczyt zwieńczony bajecznie kolorowym Palacio de la Pena. Niech nie zmyli nas architektura, wyglądająca na czasy władania tutaj Maurów, został zbudowany dopiero w XIX w. Za to opodal znajduje się właściwy obronny zamek Maurów (Castelo dos Mouros). Ale na dogłębne zwiedzanie nie było czasu.
W czasie przejazdu do Leirii z zainteresowaniem obserwowałem tutejszy krajobraz, trochę taki, jak sobie wyobrażałem – teren pagórkowaty. Jednakk zaskoczeniem dla mnie była ogromna ilość wiatraków, praktycznie każdy wierzchołek ma swój stary wiatrak, a obok nowoczesny – elektrownię wiatrową. Widać że znaczną część pozyskują dzięki stałym wiatrom znad Atlantyku. Drugie zaskoczenie, to stosunkowo mało upraw rolniczych, spodziewałem się więcej winnic, pasterstwa, a tu znaczne powierzchnie leśne – przede wszystkim lasy eukaliptusowe.
Zamki, zamki.
W kolejnych dniach odwiedziliśmy kilka znanych budowli, zamek Templariuszy w Tomar, zamek w Leirii, mury obronne Obidos. Każdy z nich budził respekt swoją potęgą, solidnością. Bardzo dobrze zachowane, jedyne zniszczenia były związane z trzęsieniem ziemi w XVIII w.
Zamek w Tomar słynie przede wszystkim z okna, przykładu płaskorzeźby w stylu romańskim. Najciekawsze dla mnie było Obidos – całe miasto otoczone murem, bardzo dobrze zachowane kamieniczki, wąziutkie uliczki, prawdziwy klimat południowej Europy. Przypominało mi trochę Mur Chiński, obejście miasta murami trwa ponad godzinę, poza murami jest jeszcze renesansowy kościół i akwedukt. Wspaniały gotycki klasztor w Batalha zobaczyliśmy jedynie z okna autokaru.
Miejsce naszego noclegu tez może się poszczycić swoim zamkiem, należącym do całego sytemu ciągnącego się w tym regionie Portugalii. Zaraz obok zamku jest nowoczesny stadion, wybudowany z okazji Euro 2004, wyróżnia się bogatą kolorystyką, żartowaliśmy, że stadion w tym miejscu zapewne nakazał wybudować władca zamku, gdyż z murów byłaby możliwość oglądnięcia meczu.
Najpiękniejsza plaża.
Jeden z najpiękniejszych widoków w Portugalii oferuje nadmorski kurort – Nazare. Stara wioska rybacka jest jedną z wizytówek Portugalii. Stara część jest położona na wysokim, skalistym klifie, skąd roztacza się wspaniała panorama na długą plażę i dalszą cześć wybrzeża. Ubrane w tradycyjne stroje kobiety na widok autokarów z turystami śpiewają, tańczą i zachęcają do zakupu regionalnych specjałów, suszonych owoców, warzyw czy placków o twardości zbliżonej do kamienia. Charakterystycznym elementem ubioru jest sztywna, walcowata spódnica. Tą sztywność nadaje jej aż 7 warstw materiału.
Pod klifem, w pobliżu plaży jest kompleks hotelowo – usługowy. Grupa wycieczkowiczów udała się jednak za spotkanie z oceanem, wszyscy byli pod wrażeniem potężnych fal, który płatały psikusa, gdyż stojąc w bezpiecznej, zdawałoby się odległości, nagle któraś z fal zalewała kogoś, wywołując przy tym śmiech innych, ale zgodnie z przysłowiem, za chwilę i on był podtopiony. Z perspektywy plaży „stare” Nazare wydawało się być zawieszone nad morzem, złudzenie potęgowały przewieszone skały klifu.
Polak – Portugalczyk, dwa bratanki?
Zgodnie z teorią, Portugalczycy mają hopla na punkcie piłki nożnej. Wykazując się znajomością tematu, szybko nawiązujemy kontakt, nawet nieznajomość języka nie stanowi bariery – np. na hasło Nuno Gomez, jeden z nauczycieli od razu się ożywił, zaprosił na piwo. Z dumą prezentował swoją legitymację członka fanklubu Benfiki Lizbona. Gdziekolwiek – w hotelu, z przewodnikiem czy z sprzedawcą, piłka nożna to temat pewniak. Jednak nie za bardzo wierzyli w swoja reprezentację na mistrzostwach – zresztą to się potwierdziło. Kibicują również Brazylli, to z wiadomych względów. Przecież w Brazylii językiem urzędowym jest portugalski i przez długi czas Brazylia była kolonią portugalską.
Fatima.
Tej nazwy chyba nie trzeba przybliżać nikomu. Z racji, że Fatima leży zaledwie 20 km of Leirii, a jedno popołudnie mieliśmy wolne, z pomocą lokalnej komunikacji wyruszyliśmy do sanktuarium. Wrażenie na mnie zrobił ogromny plac i sama bazylika wykonana z gładkiego, białego kamienia. Panuje tu typowy dla tego typu miejsc klimat zadumy i modlitwy. W specjalnej kaplicy pielgrzymi palą woskowe odlewy różnych części ciała człowieka, nie do końca wiem, w jakim celu.
Dojeżdżając do Fatimy moją uwagę zwrócił znak – Grutas 2 km. Mając jeszcze trochę czasu do autobusu powrotnego, postanowiłem zbadać owe grutas. Po około pół godzinnym marszu docieram rzeczywiście do jaskini – Grutas da Moeda – co oznacza jaskinia monet. Na szczęście nie musiałem czekać długo, na zebranie się grupki, gdyż zwiedzanie odbywa się z przewodnikiem, po kilka osób. Okazuje się, że warto było, półgodzinna trasa pod ziemią dostarczyła wiele estetycznych wrażeń, wspaniałe formy naciekowe, podziemne wodospady i rzeki, dyskretnie oświetlone sprawiły, że można było się przez chwilę poczuć jak w jakimś bajkowym świecie.
Wracając do domu, głowa była pełna wrażeń, dla mnie po tej podróży Portugalia jawi się jako bardzo ciekawy i różnorodny kraj, już nie tylko miejsce plażowania i winnic, ale też z wspaniałymi zabytkami i atrakcjami przyrodniczymi. Jedyne rozczarowaniem była pogoda, gdzie w czerwcu spodziewałem się upałów, a w tym roku temperatury ledwie dochodziły do 20 stopnie, a przez połowę pobytu padał deszcz, co zdaniem naszych portugalskim opiekunów jest anomalią.