); ga('send', 'pageview');

Wędrówki po górach Europy, Alpy, Apeniny, Tatry, Pireneje, Góry Dynarskie

Las Canadas del Teide – Teneryfa – 2320 m

 


Plan na minione wakacje – górsko – Norwegia, rodzinnie – Morze Bałtyckie. Szereg okoliczności sprawił, że wszystko było inaczej. Kolega, z którym miałem jechać do Norwegii najpierw miał kłopoty z urlopem, później już definitywnie – spadł ze szlaku do strumienia i roztrzaskał biodro. Z racji, że chciałem w tym roku odwiedzić coś całkiem nowego, a dzieciom wcale nie chciało za bardzo się jechać nad morze, opcję rodzinną zamieniłem na wyjazd tylko z żoną i szarpnąłem się na Teneryfę. Z typowo letnich destynacji, ta interesowała mnie najbardziej chyba wiadomo z jakich względów. Nie ma co opisywać wiele, bo było to typowe all inclusive, ale z fajnymi elementami krajoznawczymi. Mogę z czystym sumieniem polecić. Widoki naprawdę – pierwsza klasa. Niedaleko hotelu miałem rezerwat przyrodniczy – Montana Amarilla – mały wulkanik bezpośrednio nad oceanem. Sił fal wyrzeźbiła w warstwach popiołu fantastyczne półeczki. Wszystko to było w odcieniach pomarańczy, a kontrastowały z nimi ogromne czarne bazaltowe otoczaki.
Codziennie wieczorem odbywałem tam spacerek na zachód słońca, a w jeden dzień obserwowałem zaćmienie księżyca. W ogóle w tym miejscu zorganizowano jakiś event, związany z tym wydarzeniem.
Najbardziej interesował mnie oczywiście Teide – najwyższy szczyt Hiszpanii, wspaniały wulkan.
Nie planowałem wejść na niego. Jest to łatwe i nie łatwe. Technicznie – tak, ale logistycznie – gorzej. Najlepiej podjechać kolejką pod krater i podejść na szczyt. Ale jest limit osób, które są tam wpuszczane, a na kolejkę raczej nie ma szans się dostać bez rezerwacji. I to wcale nie gwarantuje wyjazdu, bo bardzo częste wiatry uniemożliwiają jej kursowanie. Można wykupić wycieczkę z hotelu, która swoje kosztuje – 78 Euro plus bilet na Teide – wtedy mamy rezerwację, ale nie mamy czasu na atak szczytowy. Zresztą wcale mi nie zależało na wejściu – ze szczytu co można zobaczyć, skoro to wyspa i najwyższe wzniesienie – ocean i chmury.
Wypożyczyłem samochód – na spółkę z nowo poznanymi znajomymi.
38 Euro za dobę, paliwo – po 1 Euro, taniocha. Przy okazji – ważne aby samochód miał full insurance, nie zgadzać się na żadne zastawy w postaci numeru karty czy kaucje. Ponoć często kasują za każdą rysę lub otarcie, często były one już wcześniej. Lepiej zapłacić ciutkę więcej. Drogi na Teneryfie są w bardzo dobrym stanie, oprócz poboczy, często z dużym uskokiem, więc łatwo uszkodzić wypożyczoną bryczkę. Pod Teide prowadzi trasa, wyprowadzająca w najwyższych momentach na ponad 2300 m. Pniemy się serpentynami w górę, wbrew pozorom, stoki Teide są bardzo gęsto zaludnione, wiele tam miejscowości, co kawałeczek denerwujące ronda. Trochę dziwna tam organizacja ruchu, raz przez nieuwagę wyjechałem tubylcowi pod maskę, na szczęście skończyło się tylko na klaksonie. Gdy docieramy na poziom ogromnej kaldery, krajobraz dramatycznie się zmienia. Praktycznie pustynia, widać lawę, jakby co dopiero zastygłą. No i dominuje el Teide. Bardzo ciekawe miejsce to Roques de Garcia ze skałą Roque Cinchado. prawie lewitującą – oklepany motyw widokówek z Teneryfy.
Co chwile są miradores – czyli punkty widokowe – przy których warto się zatrzymywać. Wszędzie jest coś ciekawego. Przy stacji kolejki parking zapchany samochodami – bez szans na kupno biletu, to pierwszy dzień od dłuższego czasu, kiedy kolejka kursuje. Jedno, co mnie zdziwiło, zamiast spadku temperatury z wysokością, odczuwamy wzrost – ciepłe powietrze chyba zalega w kalderze, jest to swego rodzaju patelnia, rozgrzewana przez słońce – kazałem zabrać polary, a tutaj potrzebne bardziej zdałby się strój kąpielowy.
Dużo chłodniej na wybrzeżu – dzięki orzeźwiającemu wiaterkowi. Tego dnia odwiedzamy jeszcze znany z plaż kurort Los Americas oraz gigantyczne klify – Los Gigantes. Sięgają nawet 600 metrów wysokości. Robią wrażenie.
Ta część Teneryfy, w której się zalogowaliśmy jest bardzo sucha, deszcz pada tu 2-3 razy w roku. Ogrody są nawadniane odsalaną wodą z oceanu, a tam, gdzie tego nie ma – rosną tylko kaktusy. Zadziwia też ogrom plantacji bananów – ponoć z powodu dużych dotacji z UE, później mają być zamienione na awokado. No i latające nad głowami zielone, skrzeczące papugi wśród palm.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

− 1 = 2