); ga('send', 'pageview');

Wędrówki po górach Europy, Alpy, Apeniny, Tatry, Pireneje, Góry Dynarskie

Romsdalseggen – 1216 m

Trzeci cel „must do” w Norwegii to był coraz popularniejszy szlak o nazwie Romsdalseggen. Do tej pory ciężko mi rozważyć, co zrobiło na mnie najwieksze wrażenia – Jotunheimen, Geiranger Fjord czy właśnie Romsdalseggen. Pewnie wszystko ex aequo. Każde miejsce miało w sobie coś wyjątkowego.

Tym razem prognozy były już typowo norweskie, czyli chłodno, możliwość opadów i zachmurzenie. Nocowaliśmy na parkingu tuż nad Romsdal Fjord. Dzień wcześniej po pokonaniu słynnej trasy Trolli i oglądaniu niemniej słynnej ściany Trolli wcisnęliśmy się między liczne kampery ze swoim namiotem. Towarzystwo międzynarodowe, ale trzy kampery to Polacy.

Ranek nie napawał optymizmem, po lekkich nocnych opadach niskie chmury, mgła. Podjeżdżamy do Andalsnes, miejscowości przepięknie połozonej nad fjordem u wylotu dolin Romsdalen, dnem której płynie rzeka Rauma i Isterdalen. Wyzwaniem okazało się znalezienie miejsca parkingowego.

Te za 100 koron dla osób zarejestrowanych u lokalnego operatora pobierającego opłaty drogowe – tablica mówi, że jeżeli nie jesteś zarejestrowany, zapłać w inny sposób, tylko jaki? Jadę dalej, ale wszędzie automaty z ceną 170 koron, boję się zostawić gdzieś na dziko, bo to prawie pewne, że skończy się mandatem 500 koron. W końcu parkuje za te 170, oczywiście do zapłaty niezbędna karta debetowa.

Dzisiejsze podejście to niewiele ponad 1200 m n p m, ale startujemy praktycznie z poziomu 0 m, przewyższenie całkiem jak niezły dwutysięcznik w Tatrach. Można sobie skrócić ponad połowę, korzystając z kolejki na Nesaksla – 715 m n p m, ale cena – wychodzi na nasze ponad dwie stówy. Wiele osób pokonuje ta trasę od Doliny Venjesdalen, ale autobus za te paręnaście km kosztuje w przeliczeniu ponad stówę!!! Welcome in Norway.

My dajemy z buta. Początkowo podejście po metalowej rampie, udogodnienie dla niepełnosprawnych, później, wyżej już szlakiem – którego główną cechą jest błotko ze śliskimi korzeniami drzew. W górę OK, w dół – masakra. Po około godzinie osiągamy kolejną lokalną atrakcje – metalową rampę nad przepaścią – Rampestreken. Ze względu na dużą popularność, jest tablica, żeby spędzić tam kilka minut i dać zrobić zdjęcie innym.

Jest jeszcze wcześnie, więc przed nami tylko jedna para. Czekamy i wchodzimy, ale nie ma za bardzo po co, ledwie widoczne wody fiordu we mgle. Powyżej już metalowe schody – udogodnienie dla osób wjeżdżających kolejką. Po kolejnych 15 minutach osiągamy wierzchołek z górną stacją kolejki. Powolutku mgły się rozrzedzają, że widać przynajmniej Romsdal Fiord.

Po odpoczynku i posiłku ruszamy dalej, już ludzi dużo mniej, idziemy skalnym grzbietem, sprawdzając cały czas aplikację pogodową, kiedy zacznie padać. Mamy ze dwie godziny czasu. Mamy szczęście – pierwszy pułap chmur jest wyżej, niż okoliczne szczyty, a drugi schodzi w dół odsłaniając czasami łaskawie to Trollstinden, to Romsdalhron i inne.

Widoki przepiękne, dwie wspaniale doliny – szczególnie Romdalen – chyba najpiękniejsza, jaką widziałem, z wijącą się szmaragdową rzeką Rauma, nad którą góruje najwyższa w Europie ściana Trolli (Trollveggen). Wędrujemy grzbietem, a mgły ze szczytami tworzą niesamowitą scenerię, zaliczamy kilka wierzchołków, których nazwy nie da się wymówić.

Mimo, iż to niedziela, ruch niezbyt duży, chociaż i tak największy, jaki spotkaliśmy w Norwegii do tej pory. Poznać, kto jest Norwegiem, mimo niskiej temperatury – idąc ubrani w krótkie podkoszulki i spodenki – dla nich to najcieplejsze momenty roku – pełne lato.

Chciałoby się tu posiedzieć jeszcze dłużej, ale pogoda, zgodnie z prognozami zaczyna się psuć, ale nie ma co narzekać – co mieliśmy zobaczyć – zobaczyliśmy. Plan norweski wykonany w 100 %, a jeżeli jeszcze coś się uda w czasie wyjazdu, to już bonus.

Przed nami dość długie i mozolne zejście, zaczyna mżyć i lekko padać, ale jest OK, dopiero poniżej kolejki, w lesie robi się nieciekawie, ślizgawka na błocie i korzeniach. Zaliczam dwie gleby, na szczęście bez większych konsekwencji, oprócz brudnych spodni i dłoni. Kolega, który twierdzi, żę ma vibramy i buty mu lepiej trzymają, jeszcze nie kończy zdania i też zalicza. Ale udaje się zejść w całości.

Teraz już tylko parking, samochód i do namiotu nad fjordem. Jeszcze po drodze widzimy, jak nieprawidłowo zaparkowane samochody mają charakterystyczny pomarańczowy paragon z mandatem, jednak lepiej zapłacić te 170 koron.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

+ 19 = 24