Jak zwykle na zakończenie wakacji wybrałem się w Tatry. Wyjeżdżając domu nie miałem jeszcze do końca zdefiniowanego celu. W końcu postanowiłem wybrać się na „Słowacką Orlą Perć”. Punkt wyjściowy to parking koło Zverovki. Zabrałem ze sobą rower, aby skrócić sobie czas na podejście i zejście. Pozostawiam samochód troszkę poniżej płatnych parkingów, więc zaoszczędziłem parędziesiąt koron.
Wsiadam na rower i powoli kręcę pod górę. Im wyżej tym ciężej. Początkowo mijam pieszych turystów, potem moją prędkość jest równa pewnym dwóm wprawnym piechurom, a to za sprawą przystanków fotograficznych. Po drodze mam widok na cały grzbiet, który dziś mam zamiar zrobić – Tri Kopy, Hrubą Kopę i Banikov. W pewnym momencie prędkość podjazdu równa się chyba marszowi, więc schodzę z roweru. Parędziesiąt metrów dalej okazuje się że to już prawie koniec trasy, tak że na upartego mogłem jechać do końca.
Ale co tam, wsiadam na rower i docieram do bufetu – znajdującego się aktualnie w rozbudowie – Tatliakova Chata. Tutaj łyk wody i szukam gdzie by tu można schować rower. Nie znalazłem odpowiedniego miejsca więc zapinam kłódkę i opieram go o duży głaz. Teraz już na nogach w kierunku Smutnej Doliny. Ruch na szlaku jeszcze nikły. Przy rozwidleniu szlaków zastanawiam się jaka wybrać opcję – na Dolinę Rohackich Ples czy Smutne Sedlo.
Wybieram tą drugą, trochę w wyborze pomógł mi wiatr, chciałem bowiem zrobić zdjęcia z odbiciem gór w tafli stawu, a przy wietrze to niemożliwe, może później ustanie. Po raz pierwszy próbuję napojów energetyzujących. Chyba coś dają, bo utrzymuję dobra tempo. Dość szybko osiągam Smutne Sedlo. Jakoś mam Zasze szczęście do mocnych wiatrów w tym rejonie Tatr, i tym razem nie było inaczej. Po posiłku ruszam w prawo, na Tri Kopy.
Na pierwszym wierzchołku już kiedyś byłem, więc to powtórka, szlak dość stromy, lekka ekspozycja. Zaliczając kolejne Kopy miejscami trzeba trochę uważać, lekka stromizna i ubezpieczenia łańcuchami. Od Smutnej Przełęczy nie spotykam na szlaku nikogo. Wyprzedzenie w Smutnej Dolinie turyści poszli na Rohacze. Jeżeli chodzi o widoki, to panorama Tatr Zachodnich – Rohacze, Wołowiec, Baraniec w rolach głównych. Kolejny wierzchołek to Hruba Kopa. Stąd najciekawszy dla mnie, bo jeszcze nigdy z tej perspektywy nie oglądane: Banikov i Pachola oraz Prislop. Teraz kolej na podejść na Banikov.
Ciekawy grzbiet – małe turnie stanowiące jakby brzeszczot piły. Niepotrzebnie wspinam się po nich, szlak biegnie nieco poniżej nich. Dopiero wyprowadza jakby na ostatnią turnię opisaną jako szczyt Banówki czy Banikova, jak kto woli. Tutaj dopiero spotykam rzeszę turystów, wielu podchodzi od strony Prislopu, a część od Adamculi. Tak przebyłem tą część „Orlej Perci Tatr Zachodnich”, której mi brakował do całości. Teraz już zejście z Banikovskiego Sedla a potem znów w górę do Rohackich Ples. Tu już niestety tłumy, wycieczki. Robię zdjęcia, które miałem zamiar zrobić, czyli odbicia gór w Rohackich Plesach – Wołowca i Rohaczy.
Z tyłu mam Pachoła i Spaloną. Pozostało już tylko skonsumowanie ostatków plecakowej wałówy i czas na zejście do Tatliakovego Plesa. Tam czekał rower, na szczęście nikt go sobie nie pożyczył. Teraz mogłem wreszcie odczuć sens porannego podjazdu. Jak to miło jechać sobie bez wysiłku wśród górskich widoczków, bez potrzeby dreptania zmęczonymi nogami, mijając innych turystów, którzy muszą jeszcze te parę kilometrów przecierpieć. I tak zakończyłem trasę, chowając rowerek do bagażnika. W sumie rower to niezły pomysł, prawie tak dobry jak w Chochołowskiej.