Lodowiec Morteratsch spływa z Masywu Bernina we wschodnią stronę. Wycieczka na niego była jednym z etapów samochodowej objazdówki po Alpach Wschodnich. Granicę Szwajcarsko – Włoską przekraczamy w Campocologno. Jedziemy malowniczą doliną, mijamy Lago Poschiavo, cały czas równolegle z torami kolei Bernina Express – charakterystyczne czerwone wagony. Ciekawostka – w Poschiavo tory biegną środkiem ulicy, tak jak tramwajowe, można np. jechać bezpośrednio przed pociągiem. Potem tory zbaczają dalej od drogi, która zaczyna się wić serpentynami na Przełęcz Bernina – 2200 metrów. Dzień wcześniej spadł śnieg, tak że jechaliśmy w trochę dziwnej scenerii – soczysta letnia zieleń kontrastowała ze śniegiem leżącym na szczytach, a wyżej wokół drogi. Dziwnie wyglądały krowy drepczące po śniegu. Zatrzymujemy się koło restauracji na Przełęczy Bernina, w krótkich spodenkach i sandałach idziemy wśród śniegu. Moim zdaniem opad śniegu trochę zepsuł widoki, do trudno było odróżnić lodowce, pokrywające niedalekie Pizzi Cambrena od bieli śniegu. Zjeżdżamy w dół i odbijamy w stronę stacji kolejowej Morteratsch. Mijamy camping i zostawiamy samochód na poboczu, obok innych aut. Dalej jest parking, ale płatny, tak, że dokładając paręset metrów nie musimy go płacić. Przed nami w oddali bieleje lodowiec, czasem z chmur wyłania się najwyższy wg niektórych podziałów szczyt Alp Wschodnich – Bernina, ale częściej jest zakryty. Mijamy stację i idziemy wygodną ścieżką, wokół rośnie mnóstwo różnych gatunków kwiatów alpejskich. Niestety – zabrane do domu nie przyjęły się. Lodowiec już zdaje się być blisko – ale to tylko złudzenie, cała trasa do niego zajęła około godzinę. Docieramy do czoła jęzora lodowcowego. Nikt, oprócz mnie nie był wcześniej na lodowcu, więc decydujemy się na krótki spacer na jego skraju, uważając aby nie wpaść w szczelinę. W oddali widać schodzących z gór alpinistów, asekurujących się liną. Lodowiec jest pokryty wczorajszym śniegiem, gdzieniegdzie wystają kamienie. Nad nim w oddali wyłoniły się szczyty Piz Palu i Bellavista. Po krótkiej sesji zdjęciowej, schodzimy w dół. Teraz schodzimy pod topniejący lodowiec. Lód ma kolor szary, kapie z niego woda, tak, że bawimy się w łapanie do buzi kropel wody, która została wyłączona z obiegu zapewne kilkaset lat temu. Po takich atrakcjach wracamy do samochodu i znów wracamy przez Szwajcarski Park Narodowy do Włoch.