Ciągłe pokonywanie przełęczy było powodem awarii hamulców – skończyły się klocki. Po naprawie klocków pojechaliśmy w stronę Andory. Po drodze znów wyjeżdżaliśmy ponad 2000 m n p m. Za Vielhą piękne widoki na Aigues Tortes, bardzo podobne do naszych Tatr. Na jednej z serpentyn tuż przed nami spadł duży kamień. Gdyby jechaliśmy sekundę wcześniej uderzyłby w samochód. Do Andory dotarliśmy około godziny 10.00, ale było całkiem jasno. Szybko zrobiliśmy zakupy w sklepie wolnocłowym, ceny są tu zabójczo niskie, szczególnie alkohole i sprzęt elektroniczny. Do stolicy dotarliśmy o 11.00, dopiero wtedy zaczęło się ściemniać. Spędziliśmy tutaj około godzinę. Ciekawość wzbudził charakterystyczny budynek w kształcie piramidy – to baseny. Krajobraz Andory to wąskie doliny, domy przyczepione do zboczy oraz winnice. W stolicy wszędzie było widać bogactwo, nawet salon samochodowy oferujący Rolls Royce. Potem pojechaliśmy w stronę granicy francuskiej, musieliśmy pokonać znów dwie przełęcze ponad 2000 m. Po przekroczeniu granicy ukazał się nam bajkowy widok. Pod nami był mgła w kolorze czerwonym, bo oświetlało ją miasto znajdujące się poniżej, nad nią zarysy gór oświetlone światłem księżyca. Niestety nie miałem aparatu fotograficznego potrafiącego to zarejestrować. Potem już sen z krótkim przebudzeniem w Carcasonne, zobaczyłem mury twierdzy. I tak opuściliśmy Pireneje.