); ga('send', 'pageview');

Wędrówki po górach Europy, Alpy, Apeniny, Tatry, Pireneje, Góry Dynarskie

Baraniec – 2184 m

Baraniec był ostatnią większą szlakową górą w Tatrach, na której nie byłem. Oczywiście, nie przeszedłem wszystkich możliwych szlaków, bo zawsze można znaleźć inny dojściowy szlak. Na sam Baraniec można wyjść na kilka sposobów. Dla mnie najdogodniej, z racji odległości od domu to ten zaczynający się w Raczkowej Dolinie.

Głównym powodem, dlaczego tak późno mnie tam poniosło była właśnie odległość. Ponad 160 km z mojego domu. Ale dojazd był niespodziewanie szybki, zapomniałem, że po słowackich drogach jeździ się szybciej, niż po naszej stronie. Ostatni odcinek, z Prybiliny to „golgota” dla zawieszenia samochodu. Nie pamiętam, kiedy ostatni jechałem tak dziurawą drogi, można nazwać, że jedziemy po zwłokach niegdysiejszego asfaltu, zapewne pamiętającego jeszcze Czechosłowację. 

Na parkingu znak lekka niepewność – czy uda się zapłacić. Od kilku lat jest on płatny, na dwa sposoby – albo SMS-erm, ale nie działającym w nie-słowackich sieciach, albo aplikacją Park-Dots. Udaje się tym drugim sposobem. 4 Euro za 8 godzin, ale w powiadomieniach pisze – że jest to 12 godzin. Dzień zapowiada się pogodnie, wręcz upalnie.

Po krótkim spacerze obok hoteli, wkraczamy na właściwą ścieżkę. Dodam, że obok jednego z hoteli można zapłacić za postój w recepcji.

Zielony szlak ostro pnie się w górę. Ruch na szlaku, rzekłbym – umiarkowany. Na początek mamy widok na Krywań, a za plecami Tatry Niżne. To, że jest trochę ludzi jest dla mnie uspakające, zawsze boję się niedźwiedzi, gdy wędruję samotnie. Przy większej ilości ludzi, większa szansa, że nie wkroczę na takowego osobnika. Na szlaku widać ich świeże odchody.

Gdy las zaczyna ustępować kosodrzewinie – to znak, że mamy gdzieś 1500 m.n.p.m. Punkt startowy na ok. 900 – więc połowa przewyższenia za nami.

Kosówka wysoka i przecinka dość wąską, ciągle coś drapie i zahacza o plecak, niezbyt komfortowy szlak, a jeszcze gorzej, gdy się trzeba z kimś mijać. Pod drodze jest porządne miejsce z ławkami na odpoczynek oraz zamknięta leśna chatka.

Powyżej kosodrzewiny – szlak – marzenie. Biegnie rozległymi halami, grzbietem – po obydwu stronach widoki na Tatry Zachodnie. Najbardziej wzrok przyciąga grań Otargańców, za nią Bystra i dalej Tatry Wysokie. Niespodziewanie przychodzi lodowaty wiatr. Tak, że sprawdza się stara górska prawidłowość – Nawet w upał należy mieć w plecaku zestaw – deszczowo – jesienny.

Ubieram polar i prę dalej. Po drodze zaliczamy wierzchołki: Klinovate, Mladky, Mały Baraniec, i lekko zbaczając ze szlaku – Strbavy. Na szczycie spory tłumek – widać ludzi idących z Ziarskiej Doliny czy od strony Rohaczy.

Panorama obejmuje generalnie Tatry Zachodnie od  Siwego Wierchu a w oddali Tatry Wysokie. Na południe – Niżne Tatry a dalej Wielką i Małą Fatrę – ale słabo widoczne oraz Góry Choczańskie, jak na dłoni mamy Liptowskie jezioro i całą kotlinę.

Na wierzchołku jest charakterystyczny betonowy obelisk. Czas wejście na szczyt prawie taki sam jak na szlakowskazach – około 4 godziny, może ociupinkę krócej.

Zejście jest w miarę łagodne, ale bardzo się dłuży, szczególnie ostatni odcinek, gdy zdaje się niedaleko do końca szlaku, a cały czas jesteśmy wysoko – to z racji największego przewyższenia na początkowym podejściu.

Generalnie bardzo przyjemna tura, bez tłumów – nawet w szczycie sezonu, jedynie można mieć zastrzeżenia do drogi prowadzącej do parkingu, może kiedyś ją wyremontują.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

43 + = 44