Chopok jest drugim pod względem wysokości szczytem Niżnych Tatr (2024 m n.p.m.). Znajduje się on między Dereszami i szczytem Końskiej. Po stronie północnej ma strome ściany skalne rozdzielone żlebami i filarami, które na północnym-wschodzie spadają do kotła Doliny Lukowej z morenowymi osadami i jeziorkiem. Na południu znajdują się liczne pola pokryte głazami.
Chopok jest dostępny z Lukowej (niebieski szlak 1.00 godz./0.45 godz., Lukowa jest dostępna za pomocą kolejki linowej z Doliny Demianowskiej od chaty Koliesko) albo od hotelu Kosodrzewina (żółty szlak 2.00 godz./1.30 godz., hotel Kosodrzewina jest dostępny za pomocą kolejki linowej z Doliny Bystrej od hotelu Serduszko).
Niedaleko wierzchołka znajduje się Kamienne Schronisko a także stacja telewizyjna i meteorologiczna. Ze szczytu rozciąga się bardzo rozległy widok na okolice. Będąc wiele razy w Tatrach widziałem po południowej stronie wysokie szczyty, które mnie bardzo interesowała, postanowiłem więc pojechać tam zupełnie w ciemno, bez mapy i żadnych informacji, widziałem tylko że najwyższe szczyty Niżnych Tatr to Dżumbier i Chopok – mają ponad 2000 m. Planowałem jechać do Doliny Demianowskiej i wyjść na Dżumbier, ale w Popradzie pomyliłem drogę, a że nie chciało mi się nawracać, pojechałem od północnej strony Niżnych Tatr – do Myto pod Dumberem i parking pod hotelem Srdecko. Jest on płatny ale o tej porze roku nikogo tam nie ma. Pogoda na razie dopisywała, po porannych mgłach góry zaczęły się odsłaniać, w drodze ładnie nad chmurami prezentowała się Kralova Hola. Nie znając szlaku wyruszyłem najszerszą ścieżką w górę, wiodła ona stromo w lesie, po ponad pół godzinnym marszu urwała się – to nie był szlak, postanowiłem iść na przełaj, gdy wszedłem w kosodrzewinę zaczęła się katorga wśród plątaniny korzeni. Po pewnym czasie zobaczyłem główny szlak i jakoś przedostałem się do niego. Okazało się że wśród kosodrzewiny zgubiłem sweter z plecaka – gałęzie odsunęły mi plecak i go wydarły. Przeszedł mnie dreszcz, gdyż w plecaku była też kurtka z wszystkimi dokumentami, na szczęście została. Swetra w kosówce już nie znalazłem, a był potrzebny, gdyż zaczął wiać halny. Ubrany tylko w kurtkę podążałem w kierunku widocznego w dali Dżumbiera, szlak biegł wzdłuż stoku, trochę bez sensu, gdyż ni zdobywało się wysokości, tylko trawersowało się grzbiet. Gdy dotarłem na przełęcz pod Dużmberem był bardzo silny halny, w oddali słabo majaczyły Tatry, sam szczyt Dżumbiera był w chmurach i nie zanosiło się na to, by się odsłonił, dlatego postanowiłem iść w stronę Chopoka, po wcześniejszym posileniu się. Teraz szlak wiódł grzbietem lub troszkę poniżej niego. Wędrówkę utrudniał bardzo silny wiatr. Gdy dotarłem do Chopoka – bardzo mało wybitnego wierzchołka – praktycznie kupy kamieni wpisałem się do książki wejść i zjadłem resztę prowiantu. Zejście z Chopoka w stronę schroniska Kosodrevina jest wąskie, strome, źle utrzymane i mało przyjemne, zresztą podobne jest z hotelu na sam dół. Lepiej ułatwić sobie podejście kolejką, ale jesienią ona raczej nie kursuje. W ten oto sposób zaliczyłem Niżne Tatry – które jakoś szczególnie mnie nie zachwyciły – na pewno kiedyś odwiedzę Dolinę Demianowską ze słynnymi jaskiniami i pasuje zaliczyć Dżumbiera, ale nie zapałałem jakąś szczególną miłością do tych gór – nie umywają się do Tatr, na pewno są to góry dla ludzi lubiących wędrówki po mało uczęszczanych szlakach – gdyż poza rejonem Chopoka i Kralowej Holi jest to region mało uczęszczany.