Croda Rossa to fajny cel w Dolomitach, leży praktycznie na ich północno – wschodnim skraju, widoczny z drogi prowadzącej dużą alpejską doliną Pustertal lub Val Pusteria – jak kto woli. Punktem startowym jest miejscowość Moso, a dokładniej przystanek powyżej tej miejscowości. Tam pozastawiamy samochód i ruszamy według wskazówek, jakie są w przewodniku Babicza. Szlak biegnie gęstym lasem, pnie się cały czas w górę, dzięki czemu dość szybko zdobywa się wysokość. Ruch na trasie mały, po drodze mijamy alpejską polanę, z której pojawił się widok na Dolinę Pusteria, a za łagodnymi grzbietami otaczającymi ją od północy pojawiły się ośnieżone szczyty Wysokich Taurów, gdzie rozpoznaję Grossvenediger i leżący bardziej na wschód Grossglockner. Potem znów w lesie i dochodzimy do polany Prati Di Croda Rossa. Tutaj zastajemy już tłum, bo większość osób dociera tutaj z doliny Fiscalina leżącej na pn – zachód od szczytu jest tu wyciąg, więc wiadomo – rój niedzielnych turystów, opalających się na leżakach, trajkotających przez komórki, a raczej szukających zasięgu – wtedy era komórek dopiero się zaczynała, a Włosi wiadomo – uwielbiają gadać. Widok na Croda Rossa stąd jest przepiękny. Wspaniałe dolomitowe ściany kontrastują z ukwieconą łąką. Moim zdaniem to jeden z najładniejszych widoków w Dolomitach. Mamy do wyboru trasę z prawej lub z lewej. Wybieramy z prawej. Ścieżka pnie się w górę, po drodze zwiększają się trudności – wiadomo Via Ferrata czyli żelazna droga. Ubezpieczenia, a przede wszystkim długie drabiny. Mój kolega trochę dyga, ale jakoś przechodzi, mnie się bardzo podoba, drabinki o wiele dłuższe i bardziej eksponowane niż u nas na Koziej Przełęczy. Ale za to jak szybko zdobywa się wysokość. Znów skała, przyjemna wspinaczka i szczyt. Po drodze mijamy pozostałości po umocnieniach z I Wojny Światowej. Widok ze szczytu bardzo rozległy, na północ Wysokie Taury i wapienne szczyty Alp Karnickich, niższych o kilkaset metrów więc wyglądają na małe, leżące poniżej naszych stóp. Potem dolina Sesto którą kończą się Dolomity. Ładne widoki na Cima Undici i Monte Popera, dalej można rozpoznać Tre Cime. Zaczynamy zejście, kolega wybiera inną trasę, bojąc się drabinek, ja schodzę tą samą, dosyć szybko, jak mi się wydaje, jednak jego trasa była jeszcze szybsza, w dodatku bez większych trudności – według jego relacji. Czeka na mnie na polanie. Stąd schodzimy trasą wyjścia i do samochodu.