Góra ładna, lekka i przyjemna, tak pokrótce można scharakteryzować Gartnerkofel. Wybór tej góry był dla mnie oczywisty. Będąc uwiązany rodziną, musiałem szukać czegoś, na no można wyjść szybko, bez trudności – bo chciałem zabrać ze sobą 9-cio letniego syna, z ładnymi widokami. Gartnerkofel spełniał właśnie te wszystkie kryteria.
Poszedł on na pierwszy rzut, zaraz na drugi dzień po przyjeździe. Dojazd a Annenheim to sama przyjemność, najpierw autostrada, a potem droga wiodąca doliną Gail, z przepięknymi widokami wokół i małym ruchem. Potem podjazd serpentynami do stacji narciarskiej Nassfeld, usytuowanej tuż przy granicy z Włochami. Trzeba troszkę poszukać, żeby dotrzeć do punktu startowego – chaty przy polanie Watschiger. W pierwszym momencie mijam dobicie i zahaczam o Włochy. Można powiedzieć, że jest to ostatnie odbicie w lewo przed granicą. Wąska, stroma asfaltowa droga prowadzi wprost do celu. Jak zwykle, przy takich drogach, trzeba uważać przy mijankach. Parking bezpłatny. Stąd widać nasz cel. Z dołu można skorzystać z kolejki krzesełkowej i wyjechać na wysokość około 1800 m. My startujemy gdzieś ponad 1500 m, więc mamy niecałe 700 metrów przewyższenia.
Po drodze jest ładny staw, plac zabaw dla dzieci – idealne miejsce na wypoczynek. Wyżej jest ścieżka dydaktyczna, oznaczono miejsce ze skamieniałościami, które bez trudu można znaleźć. Pogoda tego dnia była piękna, około 24 stopni na dole, więc w sam raz. Szlak bardzo widokowy i łatwy. Im wyżej, tym rozleglejsza panorama. Rzeczy, które w Alpach muszą być: krowy i rododendrony. Po dotarciu do górnej stacji kolejki otwiera się widok na Alpy Julijskie – bardzo ciekawy, z innej perspektywy. Potem już troszkę trudniejszą ścieżką, ale nic, co mogłoby być groźne dla dzieci, pod warunkiem podstawowych zasad ostrożności.
Krajobraz lekko się zmienia, mamy wiele wapiennych turni, przypominających trochę Dolomity. I tak po 1 godzinie i 15 minutach mamy alpejski szczyt. Bardzo widokowy – od Dolomitów, poprzez Alpy Karnickie z Hohe Warte i Kellerspitze, Wysokie Taury, Lienzer Dolomiten, praktycznie 2/3 Alp Wschodnich. Można jedynie mieć pretensje do chmur, które zakryły trzytysięczniki Taurów z Glockiem na czele. Na szczycie robi się coraz tłoczniej, więc postanawiamy schodzić. Przed oczami mamy cały czas główny widok dnia – ciekawą górę Trogkofel (wł. Creta di Aip), z innych widocznych szczytów Alp Karnickim warto wymienić Creta Grauzaria, ponieważ jakiś czas temu była ona epicentrum trzęsienia ziemi.
W ostatnim odcinku szlaku zatrzymujemy się na poszukiwanie skamieniałości. Dzieci zabrałyby pewnie ładnych parę kilo kamieni, ale czekająca żona z młodsza córką popędza nas i kończymy poszukiwania. Nieco wcześniej jesteśmy świadkami fajnej scenki przyrodniczej – bójki dwóch świstaków.
Dla osób, nie lubiących dużego wysiłku i długich podejść w górach, a chcących zobaczyć dużo i ładnie, to idealny cel. Polecam.