Giewont – wszyscy wiedzą o co chodzi, śpiący rycerz, narodowa góra Polaków, oblegany w lecie przez rzesze turystów, chwalących się później swoim osiągnięciem wśród znajomych. Gdy zacząłem chodzić po górach, był to oczywiście cel nr 1. Cała trasa na górę i z powrotem trwała od godz 12.00 do 19.00. Powróciłem na ta górę 5 lat później, w marcu. Jest to jedyny tatrzański szczyt zdobyty przez mnie w czasie zimy kalendarzowej. Było to w czasie studiów.
Przyjechałem rannym autobusem z Krakowa, prognoza była dobra, a tymczasem było pełne zachmurzenie. Postanowiłem przespacerować się Doliną Strążyską, po drodze zaczął padać śnieg. Ale po pewnym czasie zaczęło się przejaśniać. Zza mgieł pojawiła się znana sylwetka rycerza. Rok nie był zbyt śnieżny, śnieg który spadł na zamarzł na pokrywie i utworzył szorstką, bardzo przyczepną warstwę. Szło się bardzo dobrze, prawie jak w lecie. Zmarznięty śnieg nie zapadał się. Dotarłem do Przełęczy w Grzybowu, tutaj znajdowała się tablica z ostrzeżeniem przed lawinami.
Jednak dziś było bezpiecznie. W pewnym momencie musiałem trawersować lawinisko, robiąc butami stopnie w śniegu. W pewnym momencie pośliznąłem się, ale zatrzymałem zjazd za pomocą łokcia. Bałem się patrolującego śmigłowca, czy aby nie zauważą mnie. Po przebyciu lawiniska trasa była już bezpieczna. Pod Giewontem podziwiałem zimową panoramę Tatr – nie widziałem jeszcze śnieżnej panoramy Tatr. Widoczność była rewelacyjna, obejmowała nie tylko Tatry, ale i Babią Górę a nawet Małą Fatrę.
Zauważyłem turystów dochodzących od strony Doliny Kondratowej. Po dłuższym pobycie na wierzchołku zacząłem zejście, a że miałem sporo czasu postanowiłem iść szlakiem czarnym przez Przysłop Miętusi. Stąd bardzo ładne widoki na Dolinę Małej Łąki – typowa dolina U-kształtna, oraz na masyw Czerwonych Wierchów. Po dotarciu do Kir wróciłem busem do Zakopanego a potem już do Krakowa. Trasa przez Dolinę Strążyską na Giewont jest chyba jedną z najkrótszych w Tatrach, łatwa, jedynie końcówka na Giewont to lekka wspinaczka.
Ale jest jedna ważna rzecz – nie wybierać się w sezonie – no chyba że chcemy przypomnieć sobie kolejki jak z czasów komuny – bo w takowych trzeba stać aby stanąć w koszmarnym tłumie na samym wierzchołku Rycerza, innym wyjściem jest wyruszenie bardzo wczesną porą, gdy jeszcze ludziska śpią. Co do zimowego chodzenia po górach – to sprawa dla osób bardzo doświadczonych z odpowiednim sprzętem.