); ga('send', 'pageview');

Wędrówki po górach Europy, Alpy, Apeniny, Tatry, Pireneje, Góry Dynarskie

Alpy Salzburskie – Grosser Donnekogel 2054 m

Tennengebirge i Hochkönig ze stoków Grosser Donnerkogel

Tennengebirge i Hochkönig ze stoków Grosser Donnerkogel


Grosser Donnerkogel – patrząc na ten szczyt, wydaje się niedostępny, to stroma wapienna ściana w grzbiecie Gosaukamm – odchodzącym od masywu Dachstein. Ale turystyczna trasa okrąża go i w miarę bezpiecznie prowadzi z łagodniejszej strony na szczyt. Samo dotarcie tutaj z Dolomitów dzień wcześniej nastręczyło nam troszkę kłopotów. Najpierw przejazd obok autostrady Brenner, żeby nie płacić dodatkowo – za nią we Włoszech i za przejazd przez most Europabrucke – w Austrii. Dzięki temu mogliśmy go podziwiać z dołu. Do niedawna był to najdłuższy wiadukt w Europie, dopiero niedawno prześcignęli go francuzi. Gdy już wjeżdżamy na autostradę koło Innsbrucka, niespodziewanie widzimy tutejszą skocznię – Bergisel. Wydawało mi się, że była ona gdzie indziej. Dalej w Austrii na drodze dość ciasno, cały czas remont jednego pasa autostrady i tak cały czas do Niemiec, tu bez zmian, w dodatku korki, bo to popołudnie. Tak, że nad jeziora Salzkammergut docieramy koło 9.00 wieczorem. Na złość wymyślony przez ze mnie kemping jest full zajęty, szukamy kolejnych i przy każdym to samo, nie ma miejsc. Okazało się, że gdy jest gorąca aura, staje się niemożliwe nocowanie bez wcześniejszej rezerwacji. Wykąpaliśmy się przynajmniej w ciepłym Jeziorze Wolfgangsee. Już myślimy o nocowaniu na dziko, przed Bad Ausee widzimy znaki na kolejny kemping, znów pełny, ale w małej wiosce znajdujemy wreszcie wolne miejsce. Bosa córka właścicielki zaprowadza nas na dopiero co skoszone pole, za stodołą. W sumie, to mogliśmy tu przenocować bez płacenia, nikt nie zauważyłby. Rankiem jedziemy w stronę jeziora Gosau. Przed bankiem we wsi Gosau, zatrzymujemy się, bo kolega chce wysłać kartkę, jednak nie znajdujemy poczty, za to mamy piękny widok na Gosaukamm. Bez ceregieli docieramy do parkingu pod kolejką wiodącą na Torleck – tak można sobie ułatwić pół drogi na Donnerkogela. Parking o tej porze – czyli rano 8.30 jeszcze pusty, jakby coś przeczuwał, kolega Paweł przestawił auto równo z wyrysowanymi pasami, bo ktoś obok stanął na dwóch. Po zejściu pewien Niemiec, który stanął koło wyjazdu, zdziwi się, bo bezie miał mandat. Parking bezpłatny, ale prządek musi być! Parę kroków i jestem na Dolnym jeziorem Gosau – Vordere Gosausee. Byłem tu 12 lat temu, ale zdjęcia z Zenitha wyszły katastrofalnie, teraz mogę fotografować do woli, a jest co, bo masyw Dachsteinu przepięknie odbija się w tafli, jak w lustrze. Czas ruszać – wędrujemy w prawo, za znakami – szlakiem nr 620. Zapowiada się upalny dzień, na szczęście po drodze są ujęcia wody, gdzie możemy uzupełnić jej braki. Ścieżka całkiem przyjemna, w lesie, taka nawet trochę beskidzka. Omijamy leśną chatkę – schronisko Krautgartenhutte. Potem docieramy w okolice Gablonzer Hutte – 1550m, więc zrobiliśmy w pionie 600m. Zajęło na to 1,5 godziny, więc książkowo – 400 m w pionie na godzinę. Tempo przeciętne, ale ja w upale jakoś nie mogę chodzić szybciej, co innego, gdy jest do 25 stopni, a mamy przynajmniej 30.  Oj, czuję, że z wodą będzie na styk. Mam w sumie 2,5 litra. Po odpoczynku w towarzystwie alpejskich krów i ich zapachów podążamy dalej, szlakiem nr 601 – obok wierzchołka Torleck. Omijamy ścianę Małego Donnerkogela. Przy okazji – Donnerkogel można przetłumaczyć jako góra grzmotów, pewnie ładują w nią pioruny. Dochodzimy do miejsca opisanego Glocknerblick – rzeczywiście, mamy widok na Wysokie Taury i Grossglockner. Ale nie tylko, bliżej mamy Alpy Berchtesgadeńskie i Prealpy Salzburskie. Teraz ścieżka jest mniej wygodna, stroma, skalista i wąska. Nic szczególnego, jeżeli chodzi o trudności, ale nie idzie się zbyt komfortowo. Czasem jakie ułatwienie w postaci liny. Tak po trochę zdobywamy wysokość, ale nasze tempo nie jest rewelacyjne, wyprzedza nas parę osób. No, ale oni nie mają pewnie w nogach 5 trzytysięczników z poprzednich dni, na pewno na śniadanie nie jedli chińskiej zupki i podjechali tu kolejką. Nie przejmujemy się tym, robimy popas z widokiem na 90% pasma Wysokich Taurów. Szczytujemy równo o 12.00. Więc cała trasa zabrała nam 3,5 godziny. Co widzimy – jak już wspomniałem Wysokie Taury – a tu rozpoznaję ważniejsze szczyty jak: Ankogel, Hochalmspitze, Glocka, Gross Wiesbachhorn, Grossvenediger. Bliżej mamy Tennengebirge, Hochkonig oraz Hoher Goll – to już Niemcy. Na północ mniej niż 2-tysięczne Alpy Salzburskie. Na wschód Alpy Ennstalskie, Totes Gebirge. Ale najładniej wygląda masyw Dachstein z lodowce u podnóża, a pod nim Gosausee. Jest tak blisko, że aby go całego ująć, robię 4 fotki do złożenia. A w naszym grzbiecie widzimy najwyższy Dolomitopodobny – Bischofmutze. Obserwujemy ludzi podchodzących trudną via ferratą. Wszystko pięknie, tylko, że gorąco, a latające mrówki chcą mnie zjeść. W obronie na tym upale ubieram kurtkę z kapiszonem – pomaga. Nie mają mnie jak ugryźć. Delektuję się ostatnim szczytowaniem w Alpach tego roku, ale pora schodzić. Zejście do Torleck zajmuje godzinę. Tutaj przypadkowo zbaczamy pod ferratę, widzimy wejście na nią, rzeczywiście trudna. Nie dla początkujących. Dodatkowo przebiega przez prywatne tereny łowieckie, więc zboczenie z niej jest możliwe tylko w nagłych przypadkach. Jej nazwa to Klettersteig Intersport. Wyżej jest tablica, jakie błedy popełnia się na ferratach i jakie są ich konsekwencje. Kończy się woda, ale do najbliższego źródła jest pół godziny, więc wytrzymam. Paweł w lesie lekko skręca nogę, ale jakoś idzie. Nad jeziorem jesteśmy 14.45. A więc cała trasa z wliczonymi przystankami, pół godziny na szczycie zajęła6 godzin i kwadrans. Na koniec okazuje się, że w jeziorze woda ciepła, więc wskakujemy. To jedna z najlepszych możliwości – po wydymie w ponad 30 stopniowym upale kąpiel w ciepłym i czystym jeziorze. Ludzie są trochę zdumieni – okazuje się, że normalnie woda tu jest lodowata, ale kilka ostatnich upalnych dni sprawiło, że temperatura do kąpieli była optymalna. Teraz tylko przebranie się z mokrych rzeczy w przyparkingowym WC i jazda do domu, która znów nie okazał się przyjemna, ogromny korek przy prawie 40 stopniach upału. Samochody obok za koleją wysiadają, zagotowują wodę w chłodnicach, nowoczesne SUVy też odmawiają posłuszeństwa. Lepiej było jechać autostradą przez Liezen . Prawie ta sama droga, a pewnie mniej zatłoczona, bo nie jadą tędy auta z Salzburga, Monachium czy Passawy. Na przyszłość dobrze wiedzieć.