Jaskinia Bielska znajduje się w północnym stoku Kobylego Wierchu w Tatrach Bielskich. Jest to jedyna jaskinia w Słowackich Tatrach udostępniona turystycznie. Leży niedaleko naszej granicy, zaledwie około 20 km od przejścia w Łysej Polanie. Wycieczkę odbyłem w czasie ferii, zabrałem ze sobą dwójkę swoich pociech. Pogoda wyczekana, na Przełęczy Vabec wita mnie ulubiona panorama z Tatrami i Górami Lewockimi. Zima tego roku słabiutka, droga sucha, śniegu tyle, co na lekarstwo, u podnóża Tatr praktycznie go nie ma. Docieramy około 9.00 na miejsce, zostawiamy auto na płatnym parkingu w tatrzańskiej Kotlinie. Stąd prowadzi wygodna ścieżka, około 15 – 20 minutowe podejście, jest dosyć ślisko, ale szlak posypany drobnym grysem. Wita nas duży napis informujący o jaskini, koło kasy jesteśmy sami, aby wejść musi być przynajmniej 6 osób dorosłych. Na razie nie ma, sprzedawca nakazuje czekać i odsyła do pomieszczenia, gdzie można kupić z automatu kawę lub gorącą czekoladę. Obawiam się, że może się nie zebrać grupa, ale po chwili przychodzą kolejne osoby. Gdy idziemy do kasy, jest już nawet cała polska wycieczka. Zakupuję bilety, najbardziej boli 10 Euro za pozwolenie fotografowania, ale tak już jest we wszystkich słowackich jaskiniach, cena za wejście jest o wiele niższa niż pozwolenie photo. Tak więc bez problemu zaczynamy zwiedzane z przewodniczką. Co ciekawe, jest kilka języków nagrań do wyboru, a nie ma polskiego, mimo, iż stanowimy gros zwiedzających. No, ale przecież słowacki jest bardzo podobny. Wchodzimy wąskim, wykutym tunelem do jaskini, panuje tu stała dodatnia temperatura, więc zimą czujemy cieplejsze powietrze. Po chwili mamy już pierwsze ładne formy naciekowe. Przewodniczka co chwilę się zatrzymuje i opowiada o historii poznania jaskini oraz nazwach sal czy form krasowych. Ciężko je wszystkie spamiętać, najciekawsze dla mnie były podziemne jeziorka, naciek w kształcie grzyba, krokodyla oraz ostatnia duża sala „hudbowa” czyli muzyczna czy śpiewalnia. Co roku odbywają się tutaj koncerty. Musi być to coś wyjątkowego. Niesamowicie wyglądają jeziorka z wystającymi z nich stalagmitami, jak jakiś upiory czy bajkowe postacie. Całość zwiedzania trwa niecałą godzinę, dla mnie w sam raz, wszystkich schodów jest blisko 900. Jest to bardzo atrakcyjna jaskinia, ma wszystko, czego można od jaskini wymagać. Po zwiedzaniu jaskini było jeszcze trochę czasu, dzień piękny, więc przejechaliśmy się do stałego punktu przyjemnej – ładnej wycieczki, w sam raz dla dzieci – Strbske Pleso czyli Szczyrbskie Jezioro. Nie byłem nad nim parę lat, jakże się tu zmieniło. Pierwsza, miła niespodzianka – zimą parking bezpłatny, to w celu przyciągnięcia narciarzy. Jest niesamowicie ślisko, ścieżki strasznie zalodzone. Druga – mniej miła niespodzianka -nie ma już naturalnego brzegu – wszystko dookoła zabetonowali, zachodnikowali, zabudowali, ale ruch bardzo nikły, sądzę, że w tym samych czasie w Zakopanem nie ma gdzie szpilki wbić – przecież są ferie zimowe. Trochę ze strachem wychodzę na taflę jeziora, zamarznięta, ludzie tam chodzą, wielu narciarzy biegowych biega dookoła. Ale troszkę grozę budzą widoczne pęknięcia w lodzie. W sumie jak najszybciej przechodzę na drugą stronę, jakoś do końca nie wierzę grubości lodu. Jeszcze małe zakupki – coś dla dzieci i wracamy do domu, jeszcze z kilkoma przystankami fotograficznymi z drogi biegnącej u stóp Tatr.