Klein Furkahorn można zaliczyć do trzytysięczników szybkich, łatwych i przyjemnych. Idealny cel, gdy nie mamy całego dnia, a chcemy mieć alpejskie widoki z „górnej półki”. W sumie to już dwa razy miałem go na celowniku, ale za każdym razem pogoda nie pozwalała. No, ale w roku 2024 aura była wyśmienita. Czwarty z rzędu dzień, gdy rankiem mamy krystalicznie czyste niebo.
Opuszczamy przyjazny kemping w Brig, przejazd widokową trasą na przełęcz Furka, wcześniej parking – punkt wyjścia na lodowiec Rodanu. Od roku 2008, gdy byłem tu pierwszy raz, bardzo się cofnął, z drogi w ogóle go nie widać, jest jedynie świeże jezioro polodowcowe.
Na przełęcz jeszcze stąd nieduży kawałek podjazdu. Jest tutaj spory, bezpłatny parking. I mamy już widoki, głównie na Alpy Berneńskie z najwyższym ich szczytem – Finsteraarhornem. Ubieramy swoje turystyczne obuwie, plecaki i w drogę. Trochę mnie dziwi mały, a praktycznie żaden ruch. Część turystów idzie jedynie na punkt widokowy na lodowiec. Nasza wąska ścieżka pnie się stromo w górę po trawiastym stoku. Punkt startowy to ponad 2400 m n p m, więc przewyższenie do zrobienia to około 600 m.
Dość szybko osiągamy wierzchołek Furkastock, na którym jest jakaś infrastruktura – przypuszczam meteorologiczna. Jest tu duże wywłaszczenie, ścieżka odbija w lewo, teren dość surowy. Mało roślinności jakie pojedyncze kwiatki, zaczyna dominować rumowisko skalne. Szlak biegnie teraz granią, widoki się poszerzają. Widoczność średnia, Alpy Walijskie już tradycyjnie zaczynają ginąć w szybko tworzących się chmurach. A i w Berneńskich zaczynają się one tworzyć.
Kolejny przedwierzchołek – coś ponad 2800 m. Więc zostało coś ponad 300 m. Ostatni odcinek to już większe głazy, zostawiam kijki trekkingowi, oznaczam miejsce kopczykiem ze skał, żeby ich nie przeoczyć w drodze powrotne. Wcześniej pomagały w wędrówce, teraz bardziej by przeszkadzały, bo czasem trzeba wspomóc się rękoma.
Czasem gubimy szlak, zresztą to nie ścieżka tylko kluczenie po rumowisku. Jakieś krótkie ubezpieczone odcinki, ale bez jakiejś wielkiej ekspozycji. W końcu, po niecałych dwóch godzinach od punktu startu docieramy na szczyt, okraszony, jak to zwykle bywa krzyżem z książką wpisów.
Po nogami mamy lodowiec Rodanu, na wprost grań wiodącą przez Furkahorn na Galenstock. Widać zespoły wychodzące na szczyt. Oprócz Finsteraarhornu mamy widoczne inne czterotysięczniki z Lauteraarhornem i Schreckhornem na czele. Kilka lodowców w Alpach Berneńskich. Na południe to Alpy Lepontyjskie, trochę mniej urokliwe, na wschód w sumie mało ciekawie, w dodatku pojawiają się tam spore chmury.
W czasie zejścia spotykamy pierwszego turystę. Widoczność i pogoda zaczyna siadać, więc chyba idą trochę za późno. Nawet zaczyna lekko kropić, po raz pierwszy w czasie tegorocznego wyjazdu. Zabieram pozostawione kijki i szybko schodzimy, bo wygląda, że za chwilę chyba już poleje konkretnie.
Udaje się zejść i ogarnąć przed opadami. Teraz już przejazd w stronę Austrii, już w czasie zjazdu z Furka Pass leje, a w Andermatt to już prawdziwa ulewa. I tak już do końca dnia, nawet jest wypadek i zamknięta droga, tak, że musimy szukać objazdu po wąskich i stromych alpejskich drogach.
Ale wycieczka na Klein Furkahorn była całkiem udana, z pięknymi widokami. Polecam.
Dodaj komentarz