Konigsee to polodowcowe jezioro w Alpach Niemieckich nad którym położona jest miejscowość o takiej samej nazwie. Byłem nad nim dwa razy. Za pierwszym razem pogoda nie dopisała. Przyjechaliśmy od strony Salzburga wczesnym rankiem. Miało to swój plus – parking był pusty i jeszcze bezpłatny, kurort dopiero budził się do życia. Nie mając pięknych alpejskich widoków zdecydowaliśmy się chociaż na rejs stateczkiem po tym jeziorze. Poranny bilet jest dużo tańszy, nie ma kolejek i tłoku. Łódź prawie bezdźwięcznie sunęła po tafli jeziora. Dookoła otaczają je pionowe ściany skalne, dlatego zwane jest Bawarskim Fiordem. Mijamy wodospady wpadające wprost do niego. Po drodze jest też mała wysepka. Docieramy do miejsca wysiadki – St. Bartholoma – znajduje się tutaj mała kaplica z 1134 roku, przedstawiana na wielu pocztówkach czy puzzlach. Zamożniejsi mogą wykupić bilet na rejs aż do drugiego jeziora Obersee. Od St Bartholoma prowadzą szlaki turystyczne w głąb doliny pod szczytem Watzmann. Pogoda nie pozwala na podziwianie go. Wracamy powrotnym kursem do Konigsee. Ciekawostką są garaże dla łódek wybudowane wprost na jeziorze. Gdy wróciliśmy w miasteczku było już gwarno, zaczęli napływać turyści. A my opuściliśmy je jeszcze przed głównym ich „atakiem”. Kierowaliśmy się w stronę Austrii, na mapie była widoczna droga obok jeziorka Hintersee, jednak okazało się, że jest ona zamknięta i musieliśmy nadrabiać drogi i wrócić na główną. Drugi raz w Konigsee pogoda dopisała, z Berchtesgaden rozciągał się piękny widok na Watzmann. Wracając z Wysokich Taurów, będąc niedaleko, postanowiliśmy odbić sobie pogodowe niepowodzenie z roku poprzedniego. Tym razem zaparkowaliśmy na dziko obok jakiegoś domu. Podeszliśmy jakiś kilometr. Było gorąco, godziny popołudniowe, w mieście duży tłum turystów. Przypominało mi to Krupówki w szczycie sezonu. W sumie można Konigsee nazwać niemieckim Zakopanem. Nie zdecydowaliśmy się na rejs, tylko zwiedziliśmy tor saneczkowy i spacerowaliśmy nad jeziorem, robiąc zdjęcia.