Nie jest to góra, którą można się chwalić, że się na niej było. Ale mimo wszystko warto się na nią wybrać, głównie dla widoku na czerwone Wierchy z Giewontem ponad Doliną Bystrej. Można zrobić spokojną trasę z Jaszczurówki przed Dolinę Olczyską i dojść do Toporowej Cyrhli, można oczywiście w odwrotnym kierunku.
Moja wycieczka to był wypad z dziewięcioletnim synem, zimą. Ze względu, że zimą raczej nie wybieram się w wyższe partie gór, tą pore roku przeznaczam na szalki mniej atrakcyjne, takie, na które latem nie za bardzo miałbym chęć. Prognoza była taka – rano bezchmurnie, po 13.00 zachmurzenie miało wzrosnąć, dlatego też wyruszamy z domu wcześnie rano, żeby dojechać przed godziną 9.00.
Na Przełęczy Snoskiej piękna widoczność, więc musiałem się zatrzymać, na krótką sesję fotograficzną. Syn trzaskał fotki komórką – niech się wciąga. Dalej już przez Bukowiną Tatrzańską, Murzasichle do Toporowej Cyrhli.
Zostawiam samochód na postoju obok przystanku autobusowego. Mały ruch, więc za darmo. Nie ma też nikogo w budce poboru opłat wejścia do TPN. Szlak bardzo oblodzony, trzeba trzymać się z boku ścieżki, bo na samej ścieżce lód taki, że przydałyby się raki. Czasem nie da się iść obok, zatem idziemy „na tarcie”.
Po około 50 minutach jesteśmy na Polanie Kopieniec. Mamy tutaj charakterystyczne szałasy pasterskie. Teraz krótkie, aczkolwiek żmudne z powodu lodu i śniegu podejście. Ale już wyżej śnieg wytopiony, mało go jak na tą porę roku. Na wierzchołku dość wieje – ładna widoczność, oprócz panoramy naszych Tatr mamy nieźle widoczne Babią Górę i Pilsko. Jesteśmy sami, więc w spokoju możemy się napawać panoramą, tylko wiatr dokucza. Trochę źle się foci, bo mam po słońce, dokładnie pod słońce jest rejon Orlej Perci. Zejście bliższe Doliny Olczyskiej okazuje się dużo lepsze, bo tutaj śnieg całkiem wytopiony. Na polanie dojadamy resztę prowiantu i powoli udajemy się w drogę powrotną. Tym razem sposobem tyłkozjazdów, po tym śliskim lodzie.
Gdy zbliżamy się do Toporowej Cyrhli, zaczyna wiać coraz mocniej, nad Osobitą tworzą się chmury z halnego. Tak więc wyrobiliśmy się w sam raz z czasem. Była to bardzo łatwa i sympatyczna zimowa wycieczka, dużym plusem był nikły ruch, rzadkość w naszych Tatrach.