Pierwotny plan był inny – Lodowa Przełęcz. Ale ze względu na niezbyt pewną pogodę, niski pułap chmur zmieniłem trasę. Utwierdził mnie w tym widok z okolic Bukowiny – Szczyty w Jaworowej Dolinie były przykryte kołdrą chmur, a nad Morskim Okiem momentami wyłaniało się wszystko. Parking w Palenicy, przygotowanie i ruszam, haracz ze wejście do parku i dymanie 9 kilosów bez sensu. Ruch bardzo mały, chyba jeszcze nigdy nie szedłem tą trasą prawie sam. Wyruszyłem o 8.30. Dojście nad Moko zajęło mi jak zawsze 1 godz. 40 min. Posilając się pod schroniskiem, okazało się że dodatki do chleba zostały w samochodzie. Pożywiłem się więc bananami, samym chlebem popijając Wysowianką. Po takiej uczcie ruszyłem dalej, ruch praktycznie zerowy, ludzie w schronisku dopiero budzili się. Pogoda była znośna, Mięgusze i Mnich większość czasu były widoczne, powietrze bardzo przejrzyste. Trasa do Czarnego Stawu. Tak spotykam pierwszych turystów. Zamieniam parę zdań i skręcam w prawo – na szlak wiodący już do Przełęczy Pod Chłopkiem. Podejście jest dość mocne, a ścieżka słabo utrzymana, jak na Polskie Tatry, nawet niezbyt oznakowana. Czasem trzeba dobrze patrzeć, aby nie zejść ze szlaku. Wspinam się po stokach słynnej wśród taterników Kazalnicy – najtrudniejszej ściany w Tatrach Polskich. Muszę trawersować płat śnieżny. Na jego końcu zapadam się w wytopionym śniegu, na szczęście kamień był blisko i spadam na nogi. Dalej po piargach w górę, wyżej wspinaczka, ubezpieczenia klamrami. Niezbyt wygodny szlak. Zaczyna padać krupa śnieżna. Ubieram rękawice. Nad Orlą Percią parę razy zagrzmiało. W dodatku dzwoni gość z Polsatu, abym zamówił wyższy pakiet – wyłączam komórkę. Docieram do grani prowadzącej do przełęczy. Po koniec znów wspinaczka, ekspozycja i wreszcie koniec – godzina przed 12. Po Słowackiej stronie widok na Grań Baszt, Grań Hrubego oraz Koprowy, w dolinie Hińczowy Staw. Na przełęczy jest jeszcze trzech słowackich taterników. Po naszej stronie widok na Dolinę Rybiego Potoku i Morskie Oko, a po lewej Miedziane a za nim Orla Perć. Wieje zimny wiatr – cały szlak od Czarnego Stawu nie spotkałem nikogo – niespotykane w Polskich Tatrach. Zastanawiam się czy nie wejść na któryś z bocznych szczytów, ale wyglądają na niedostępne. Tym bardziej pogoda niezbyt dobra i pewnie nie byłoby widoków. Zaczynam zejście, na grani przejaśnia się i jest piękny widok na Rysy, Niżne Rysy i Żabie. Tutaj spotyk.am pierwszego turystę idącego z dołu. Schodzę niżej i przed ubezpieczeniami spotykam drugiego, trochę niżej trzeciego. Dopiero bliżej Czarnego Stawu jest gęściej. Widzę że wszyscy wybrali moje przejście przez płat śnieżny. Gdy docieram do Czarnego Stawu tam już tłoczno – totalna stonka, lawirując i omijając górskich ignorantów staram się jak najszybciej dojść do schroniska nad Mokiem, bo tam już lepiej schodzić, mijać zawalidrogi i sapiących grubasów (grubaski) w tenisówkach. Później zejście wśród furmanek – 1godz, 20 min i przed 15.30 jestem w Palenicy, czyli cały szlak zajął mi niecałe 8 godzin – parking 16 zeta. Okazuje się że nie zasunąłem szyby w aucie. Na szczęście nikt się nie skusił na łatwy łup. Reasumując szlak dość długi, ciężki, niezbyt widokowy – tylko dla prawdziwych miłośników Tatr, warto dla widoku na Grań Baszt.