); ga('send', 'pageview');

Wędrówki po górach Europy, Alpy, Apeniny, Tatry, Pireneje, Góry Dynarskie

Piz Cam 2634 m


Ten szczyt już od jakiegoś czasu był na moim celowniku. Naoglądałem się w necie panoram Doliny Bregaglia, i tak mi przypadły do gustu, że na ten moment był to alpejski cel nr 1. Już dwa razy byłem w okolicy, z zamiarem wejścia, i za każdym razem plany krzyżowała pogoda, tak było w 2014 i potem w 2017. Teraz, w 2018 już nie dałem za wygraną. Dzień wcześniej zameldowałem się na jednym z najsympatyczniejszych kempingów w Alpach, w jakim nocowałem. Miła panie w recepcji, przy meldunku zapytała się o osoby. Powiedziałem tyle, ile umiałem po włosku – bo taki język obowiązuje w tej części Szwajcarii – uno grande tenda, tre adulto, uno bambino. Co miało oczywiście oznaczać jeden duży namiot, troje dorosłych i jedno dziecko. Jakże się pozytywnie zdziwiłem, gdy usłyszałem – bambino gratis. Parę franków zaoszczędzonych. I jeszcze urwała końcówkę z całej ceny – special price. Na drugi dzień rankiem ruszamy. Fajnie, bo szlak prowadzi prosto z kempingu, nie trzeba nigdzie podjeżdżać samochodem. Jeszcze studiuję mapkę przy recepcji, skąd pani znów wręcza mi ulotkę, z zaznaczonymi szlakami. Teraz najpierw asfaltową drogę, a potem wąziutką ścieżynką w górę, do wsi Casaccia. Wędrujemy pomiędzy domami, praktycznie przez ich podwórka. Cały czas stromo pod górkę. Potem wkraczamy w las. Pogoda na razie piękna, ani jednej chmurki. Ekipa na razie idzie tak sobie. Planowo mamy prawie 1600 metrów podejścia w pionie. Dużo. Tym bardziej, że po raz pierwszy na taką trasę zabrałem córkę. Po opuszczeniu lasu podążamy skrajem łąki. W oddali słychać świstaka, ale go nie widać. Ten zwierzak jest główną motywacją dla mojego dziecka, aby męczyć się w górach. Szlak bardzo słabo oznaczony, ruch zerowy, mimo, że jest sobota. Jak zauważyłem, w Szwajcarii, poza rejonami łatwo dostępnymi z dróg czy kolejek, nie mamy tłumów. To mi odpowiada. Jedyne osoby, które spotykamy, to pasterze. Oczywiście nie brakuje krów. Docieramy do kilku domków, osada zwana Nambrun, na wysokości 1611 m.  Obok ujęcia wody stoi trzy samochody, więc można tu dojechać szutrową drogą. Dobra opcja, skracając podejście o ponad godzinę. Korzystając z niej, można by się pokusić o zdobycie trzytysięcznego Piz Duan. Stąd też po raz pierwszy pokazuje się ostra jak siekiera (nawet w podobnym kształcie) grań słynnego granitowego giganta – Piz Badile. To widok na niego i sąsiadujących Cengalo i Sciora są główną atrakcją szlaku. teraz na zmianę, łąkami lub rzadkim laskiem stromo w górę. Znów trzba dobrze wypatrywać oznaczeń szlaków, które są często na jakimś kamieniu, leżących gdzieś na środku ogromnej łąki. Jesteśmy na Alp Furcela – blisko 2000 m. Ciągle słychać świstaki, ale ich nie widać. W końcu przy małym jeziorku, córka zauważa skubańca, bardzo blisko, kopie sobie norkę. Rusza w pogoń, żeby zrobić kilka fotek. Cel dnia osiągnięty – w każdym razie dla niej. Ale do Piz Cam jeszcze daleko, pokonujemy małą kotlinkę i pochodzimy na przełęcz między Piz Cam a Pizzi di Maroz. Szlak nie prowadzi na szczyt, tylko do Doliny Val di Cam. Dochodzi jedyna grupka turystów, którą spotkaliśmy. Idą w dół, my zaś trawersujemy stok, a potem trawiastym, stromym stokiem docieramy, każdy swoim tempem na grzbiet. Mamy rozległy widok na otoczenie pięknej, głębokiej Val Bregaglia, zaporę Albigna, otoczenie Val Bondasca – zamkniętej dla ruchu turystycznego po ubiegłorocznej lawinie błotno-kamiennej, schodzącej ze stoków Piz Cengalo. W sumie nie było większych trudności, może jedynie sam koniec grani to lekka ekspozycja na blokach skalnych. Sama grań jest dość długa i trzeba chwilę nią przechodzić do końca. Z wierzchołka jest ogromny wertykalny skok, ponad 1,5 km pionowo w dół. Robi wrażenie. Ładnie jeszcze prezentują się jeziora pod grupą Berniny – Sigls i Silvaplana. A na wprost – Piz Duan. Po dłuższym pobycie, przy ładnej pogodzie czas na zejście, innym szlakiem, do Vicosoprano, ale przez Dolinę Val di Cam. Jeszcze po drodze napotykamy kolejnego świstaka. Teraz między krowami czeka nas prawie trzygodzinne zejście. Znów trudności w odnalezieniu ścieżki, w ostatniej chwili dostrzegam znak, na szczęście nie poszliśmy w stronę Soglio – Bo dołożylibyśmy parę km. Ostatkiem sił docieramy do kempingu i leżymy chyba z pół godziny, zanim doszliśmy do siebie. Piękny, mało uczęszczany szlak z wybitnymi widokami, nawet jak na Alpy. Na pewno pierwsza dziesiątka widokowo w tych górach. Są jeszcze dzikie miejsca w najwyższych górach Europy. No i jeszcze zobaczyliśmy orłosępa.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

40 + = 50