Le Brevent to góra leżąca naprzeciw Masywu Mont Blanc, będąca wspaniałym punktem widokowym na północne, pokryte ogromnymi lodowcami skłony tej grupy. Rano byłem z całą grupą uczestników wyjazdu na Aiguille du Midi. Jeden z nich – Jacek Groń – notabene obecnie masażysta mistrzyń polski w siatkówce – Muszynianki – został na szczycie i poszedł na Mont Blanc du Tacul. Jest taternikiem, ale to był jego pierwszy wyjazd w Alpy i pragnął zdobyć jakiś czterotysięcznik. Ja najpierw musiałem kupić śpiwór, bo ten który wziąłem wypadł z samochodu w czasie jednego z postojów i został już na zawsze w Szwajcarii, a ja nie miałem w czym spać. Udało mi znaleźć takowy za rozsądną cenę. Mieliśmy sporo czasu, Chamonix znałem juz dobrze z pobytu dwa lata wcześniej więc z kolegą – Pawłem Tischnerem z Żegiestowa poszliśmy na Le Brevent. Trasę widzieliśmy wcześniej z Aiguille du Midi – była to ścieżka wiodąca cały czas zygzakiem w górę. Na szczyt prowadzi kolejka kabinowa z Chamonix, dla niedzielnych turystów, którzy chcą podziwiać Mont Blanc z tarasów restauracji, popijając wino lub piwo. My poszliśmy na nogach, wiadomo – kiepsko z kasą, już wydaliśmy duża na Midi. Lipcowe słońce dawało się mocno we znaki, południowa ekspozycja sprawiała, że przypiekało niemiłosiernie. Jeszcze jako – tako było w modrzewiowym lesie. Ale za to widoki były wspaniałe – przede wszystki Aiguille Verte, Drus, Midi, Aiguille Chamonix do i szczyty grupy Mont Blanc ze lodowcami lśniącymi w słońcu. Na dole Mont Blanc wydawał się niższy niż otaczające szczyty, ale im wyżej tym bardziej rósł, że na pewnej wysokości było już widać, że jest jednak najwyższy. Po przekroczeniu granicy lasu ratunkiem dla spiekoty były strumyki, w których praktycznie zamaczaliśmy się cali. Ale po 10 minutach byliśmy znowu susi. Dotarliśmy na przedwierzchołek zwany Point du Le Brevent z platformą dla lotniarzy. Ma on wysokość równe 2000 m. Podziwialiśmy odwagę skaczących w przepaść śmiałków. Na sam szczyt Mont Blanc przyplątała się spiralna chmurka i go zakryła. Odkryły się szczyty Aiguille du Argentiere. Postanowiliśmy schodzić, aby koledzy się nie niecierpliwili. Zadowoleni z widoków znów kąpaliśmy się w strumykach. Gdy dotarliśmy do busa Jacek też już zeszedł z Mont Blanc du Tacul. Słońce spaliło go kompletnie – nie miał odpowiedniego kremu anty UV. Na drugi dzień wyglądał jak 70 – letni dziadek i był przedmiotem naszych docinek.