); ga('send', 'pageview');

Wędrówki po górach Europy, Alpy, Apeniny, Tatry, Pireneje, Góry Dynarskie

Punta Rosa – 3026 m

Świstak na Dreisprachenspitze

Świstak na Dreisprachenspitze


Była godzina 10.00, a my już zeszliśmy z jednego trzytysięcznego szczytu. Cały dzień przed nami, więc idziemy na drugi, położony po przeciwnej stronie Przełęczy Stelvio, tutaj przebiega granica między masywem Ortlera a grupą Sesvenna, i do niej zaliczany jest nasz kolejny cel. Po włosku – Punta Rosa, a po niemiecku: Roetlspitz, co znaczy to samo czyli czerwony szczyt. Wkrótce będziemy mieli dowód, dlaczego taka nazwa. Na Stelvio zaczyna się już ruch, trasę opanowują głównie motocykliści, chociaż zauważyliśmy nawet autobus, podjeżdżający drogą z Bormio. Od tej strony nie jest ona aż tak imponująca, jak podjazd z Trafoi.

Podchodzimy krótką, ale stromą ścieżką do schroniska Garibaldi, wybudowanego tuż nad przełęczą. Architektonicznie może zmylić, bo wygląda jak zameczek. Wiele osób wybiera się na tutajesze wysokogórskie  trasy rowerowe – Trafoier Hohenweg. Mimo wysokości blisko 3000 metrów, to są dość łatwe, bo większość wywozi tu rowery autem i jedzie się prawie płasko.

Troszkę wyżej niż schronisko jest góra o nazwie Dreisprachenspitze – Piz da las Trais Linguas – Cima Garibaldi. Dlaczego trzy nazwy? Tłumacząc – to góra trzech języków, nie jest na styku trzech państw, bo jest to paręnaście kilometrów dalej, ale tutaj stykają się trzy narody mówiące odmiennymi językami: Tyrolczycy – po niemiecku, Włosi – wiadomo, że po włosku i Szwajcarzy z językiem retroromańskim. Szczyt całkowicie niewybitny, taki płaskowyż, ale są tu liczne pamiątki historyczne, poprowadzony nawet specjalny, historyczny szlak oznaczony kolorami tak, jak flaga Bułgarii, czyli zielono – biało – czerwony. Wiele okopów i umocnień z I Wojny Światowej, tablice pokazujące zdjęcia i opisy walk Włosko – Austriackich. Ciekawostka – Leżący na przeciw Ortler to: po pierwsze najwyższa góra Tyrolu, pod drugie – kiedyś najwyższa góra moich przodków – bo Austro – Węgier, a przecież kiedyś byliśmy właśnie pod tym zaborem.

Rowerzyści opuszczają na szlak, a my idziemy zachodnią stroną Breite Grat (Grat = grań). Teraz mamy widoczne przed sobą dwa wierzchołki Punta Rosa, zbudowane z nietypowej, różowo – czerwonej skały, jak pisałem wyżej – to wyjaśnia nazwę góry.

Na przełęczy spotykamy czeską rodzinę: małżeństwo z chłopakiem, po chwili rozmowy ruszamy dalej, Czesi chcieli dotrzymać nam kroku, ale odpuścili. Po kilkunastu minutach dochodzimy na szczyt. Całej podejście zajęło około godzinę. Pułap chmur troszkę się podwyższył, na horyzoncie z chmur próbuje się przebić Bernina, ale a marnym skutkiem, podobnie jest z Ortlerem, chociaż przez chwileczkę pokazał nam wierzchołek.  Ładne widoki na lodowiec Madatsch, szczyty Trafoier Eiswand i Thurwieser Spitze. Mimo, iż masyw Ortlera leży we Włoszech, bardziej popularne są niemieckojęzyczne nazwy szczytów. Ja osobiście wolę nazwy włoskie, bo niektóre niemieckie są czasem nie do wymówienia. Weźmy taki Tschenglser Hochwand – nie ładniej brzmi Croda di Cengles? Albo Dreischusterspitze – o wiele ładniej Punta dei Tre Scarperi.

Nie chciało mi się iść na drugi wierzchołek, chyba o takiej samej wysokości, koledzy śmiali się ze mnie, że szczyt mam niezaliczony, bo ta druga kulminacja jest ważniejsza, ale nic mi to nie robiło i siedziałem sobie na swoim, pałaszując konserwę. Nie wiem dlaczego czescy turyści zrezygnowali z wyjścia. Nie było zbyt ciepło, więc chowałem się za większa skałą.

Praktycznie 90% czasu wejścia i zejścia byliśmy sami na szlaku, co mi bardzo odpowiadało. Dopiero w czasie zejścia napotkaliśmy na dwie grupy turystów – z Włoch i z Holandii. Holendrzy mają jakąś wyjątkowo łatwo rozpoznawalną powierzchowność – pociągłe twarze i zawsze bardzo wysocy. Ci rzeczywiście całkiem pasowali do tego wizerunku. Mimo niezbyt długiego podejścia i trudności, większość ludzi podchodzi ze Stelvio do schroniska Garibladi i ewentualnie spaceruje po Dreisprachenspitze, nie chce się im iść dalej.

Na górze spędzamy dość długi okres czasu, ale zejście niespodziewanie było długie, a przyczyną był świstaki na Dreisprachenspitze. Z zapałem je fotografowałem, prawie się w ogóle nie bały, jeszcze nigdy nie byłem aż tak blisko tych zwierząt, chociaż w Alpach spotykałem je bardzo często. Na koniec fotografując ciekawy traktoro – ciężarówkowiec, podjeżdżający do schroniska Garibaldi, dostałem zlecenie od jego kierowcy, aby wysłać fotę na maila schroniska, co po powrocie do domu niezwłocznie uczyniłem. Teraz na Stelvio już tłumy, a my uciekamy na chwilę do Szwajcarii na trzeci trzytysięcznik dnia – Piz Umbrail.