Będąc pierwszy raz w Dolomitach, i to tylko jeden dzień jest trudny wybór – co zobaczyć. Przejeżdżając je w poprzek od zachodu na wschód mijamy wiele ciekawych miejsc, po drodze widoki na Pale de Fobocon, Civettę. Potem droga wspina się na wysoką przełęcz Giau – aż 2236. Na przełęczy znajduje się duży parking, schronisko Rifiugio Passo Giau. Widok z samej przełęczy można porównać do widoków ze szczytu – przede wszystkim Marmolada oraz leżący po przeciwnej stronie Croda da Lago, a przed wszystkim piętrzące się nad naszymi głowami skały masywu Averau – Nouvelau. Nasza grupka postanawia tutaj „zaliczyć” Dolomity. Najpierw ja wraz kumplem Pawłem – najbardziej zapaleni górale ruszamy szlakiem obok schroniska. Po drodze ciekawa przygódka – rozmawiając używamy często „polskiej łaciny” – po jednej z takich wiązanek mijająca na atrakcyjna dziewczyna mówi – „Miło usłyszeć język polski”. Była to studentka studiująca tutaj – we Włoszech. Po zamienieniu paru zdań ruszamy dalej, do przełęczy ze schroniskiem Averau, szlak dosyć łatwy, potem po jednostajnie nachylonej płycie na szczyt Nuvolu ze schroniskiem na szczycie o nazwie Nouvolau. Jest tutaj też lądowisko dla helikopterów. Widok stąd jest piękny – widać prawie wszystko najważniejsze w Dolomitach czyli na północ Tofany i pod nimi Cinqe Torri, na zachód Marmoladę z lodowcem, Piz Boe, Odle, na południe Civettę, Monte Pelmo, na wschód Croda da Lago i płaskowyż Laston di Fomin oraz kotlinę z Cortina i górujące nad nią Sorrapis i Cristallo – wspaniałe widoki. Bardzo fajnie się chodzi po skale – dolomicie, but świetnie się jej trzyma. Schodzimy w dół tą samą trasą i tutaj dopiero po chwili spotykamy resztę grupy, która jednak zdecydowała się iść na szczyt. Poszli nawet dalej – na Ra Guselę. Schodząc zauważam budowle związane z wyciągami narciarskimi – szpecą one trochę piękne widoki. Po drodze rośnie mnóstwo rododendronów. Docieramy do przełęczy i tutaj czekamy na resztę grupy. Trasa ta jest godna polecenia dla początkujących w Alpach – niedaleka, łatwa technicznie, piękna widokowo i zdobywamy szczyt wyższy niż Rysy – w Tatrach turystycznie nie ma tak wysokiej góry do zdobycia. Szlak prowadzi tak, że najpierw obchodzimy „naszą” górę od płd – zach, a potem wchodzimy na nią od przełęczy Averau.
Ra Gusella zdobyta była dwa lata później. Trasa to ciąg dalszy trasy na szczyt Nuvolu. Więc dlaczego drugi raz to samo, jeżeli w Dolomitach jest tyle ciekawych szlaków turystycznych? Ano dlatego, że w czasie tego wyjazdu w Alpy pogoda była wyjątkowo niesprzyjająca. Ciągle padał deszcz, ten dzień też nie wyglądał za ciekawie. Ale pułap chmur był dość wysoko. W tej wycieczce towarzyszyli mi całkowicie nie obeznani z górami – szwagier z żoną i córką, koleżanka z mężem i moja żona. Postanowiłem wyjechać na Passo Giau, skąd rozciąga się ładny widok na Dolomity. Po dotarciu tam pogoda troszkę się polepszyła, wyjrzało nawet słońce, postanowiliśmy więc pójść na okoliczne szczyty. Ra Gusella z przełęczy wygląda na niedostępną, to pionowa baszta skalna. Szlak na nią prowadzi od strony szczytu Nuvolu. Idziemy szlakiem wiodącym u podnóża tych szczytów, aby wspiąć się na nie od przełęczy Averao. Dotarliśmy do szczytu Nuvolu z lądowiskiem dla helikopterów na szczycie oraz z schroniskiem. W oddali widać nadchodzącą burzę, chmury zakryły już Civettę i zaczęły zabierać się za Monte Pelmo. Mimo to postanowiliśmy wejść na Ra Gusellę. Szlak z Nuvolu był ubezpieczony łańcuchami, potem podejście po skalnej płycie na wierzchołek. Znajduje się na nim mała figurka Matki Boskiej. Burza była coraz bliżej. Postanowiliśmy zejść zamkniętym szlakiem prowadzącym przez żleb. Był on dość niewygodny, piarg uciekał spod nóg, krajobraz był iście księżycowy, niesamowite turnie dolomitowe oraz sucha skała – prawie jak na pustyni. Zero roślinności. Wykonywaliśmy „dupozjazdy” – chyba najbezpieczniejszy sposób pokonywania tego terenu. Z góry dogonił nas brodaty dziadek – tak na oko ponad 60 lat. Powiedział nam, że to zamknięty szlak, udałem że nie wiedziałem o tym. W podskokach schodził dalej, nie wiem jakim sposobem, nie uciekł mu spod nóg ani jeden okruch. Wreszcie dotarliśmy do łatwiejszego terenu – trawnika i szlaku pod masywem i już spokojnie wróciliśmy do samochodu. Parę minut po odjeździe lunęła ulewa. Udaliśmy się na parking – obok cmentarza z I Wojny Światowej i tam rozbiliśmy namioty. W nocy spędzono tutaj krowy a hal i spacerowały one między samochodami i namiotami, skutecznie uniemożliwiając sen – bo przecież każda miała alpejski dzwonek u szyi. Rano jakaś nawiedzona babcia nie chciała nam pozwolić opuścić miejsca noclegu i dzwoniła z komórki na policję. Wyjechaliśmy ciasnym przejazdem między ogrodzeniem i zwialiśmy babie.