); ga('send', 'pageview');

Wędrówki po górach Europy, Alpy, Apeniny, Tatry, Pireneje, Góry Dynarskie

Wyżnia Przehyba – 1982 (Krywań)

Po zwariowanym roku 2020, związanym wiadomo z czym, głód gór był na wysokim poziomie. Po rozpoczęciu wakacji chciałem jak najszybciej udać się w Tatry. Pierwotny planowany Baraniec zamieniłem na Krywań – nie byłem pewien, czy znów nie pozamykają granic, więc byłbym przynajmniej chociaż raz dosyć wysoko. Żeby nie dublować wycieczek – bo na Krywaniu już moja noga stała, ale trasą ze Szczyrbskiego Jeziora, teraz obieram najkrótszy wariant – z Trzech Studnicek.

Zabieram ze sobą córkę i z rana mkniemy już tyle razy przemierzaną drogą przez Mnisek – tutaj kontrola na granicy – jesteśmy zaszczepienie i wypełniłem wymagany formularz – więc bez problemów. Meldujemy się na parkingu, jeszcze jest miejsce – ale trzeba pamiętać, aby tam być rano, bo później na pewno brak miejsc, my byliśmy przed 8.00. Nie tak drogo, jak np. w Kezmarskich Zlabach.

Pogoda piękna, ciepło, słonecznie. Przy pierwszym postoju mała katastrofa – córka upuściła smartfona tak nieszczęśliwie, że wyświetlacz do wymiany, ale tyle szczęście, że nadal działa. Ruch na szlaku mały, co cieszy. Gdzieś po 1,5 godzinki osiągamy poziom kosówek i otwiera się widok na Tatry Zachodnie. Wysokie cały czas w większości są zakryte przez stoki Krywania.

Pozostawiam kijki między skałami, gdzie w okolicach Wielkiego Żlebu Krywańskiego, do tej pory były przydatne, ale teraz, ze względu na charakter szlaku – po rumowisku skalnym, raczej przeszkadzają. Słońce mocno przypieka, na szczęście są liczne strumienie, gdzie można się ochłodzić. W oddali widać większe rzesze ludzi podążających niebieskim szlakiem, który łączy się z naszym – zielonym.

Do tej pory podejście nie było bardzo męczące, ale za „Razcestle pod Krivaniom” jest bardziej uciążliwie. Dopiero wychodząc na Mały Krywań ukazuje się panorama Tatr Wysokich. Główne atrakcje – oprócz rojów much to widok na dwa jeziora – Zielony Staw Ważecki i Niżny Teriański Staw. Co ciekawe, z samego Krywania tego pierwszego nie widać.

Końcowe podejście to lekka wspinaczka po skałach, trzeba dosyć uważać, nie wskazane dla osób z lękiem wysokości. Szczyt jak zwykle dosyć zatłoczony, choć pewnie to 10% tego, co np. na Rysach.

Panorama z Krywania jest dość wąska, bo perspektywa Tatr jest jakby z boku, a wiadomo, że szerokość Tatr to niecałe 30 km. Bardziej podobały mi się panoramy choćby z Gładkiego Wierchu czy naszego Wołoszyna, ale nie ma co narzekać – jest pięknie. Szczyt osiągamy praktycznie równo o 12.00 więc podejście niewiele ponad 4 godz. – poniżej czasu szlakowego, więc nie jest ze mną tak całkiem źle. Bałem się o kondycję i stan mojego kolana, ale dałem rady.

Na szczycie spędzamy koło godzinki i teraz zejście, zabranie ze sobą kijków i krótki postój na Wyżniej Przechybie – bardzo fajne miejsce na siestę – nie wije, jak na szczycie, widok zacne, brak tłumów, płasko, trawka. Nagle słyszę szum, mała trąba powietrzna porywa mi czapkę.

W czasie zejścia na szlaku zauważam rozdrapaną ziemię – wygląda że w międzyczasie niedźwiedź urządził sobie tutaj małą ucztę. Na koniec jeszcze małe nieszczęście – córka przecina skórę na łydce o wystający korzeń, na szczęście mam ze sobą mały zestaw apteczny, lepiec, i po zaopatrzeniu rany schodzimy już bez przygód na parking, już w ponad 30-sto stopniowym upale.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

− 2 = 3